Czy ładowanie auta faktycznie jest tańsze niż tankowanie benzyny?
Ceny na stacjach sięgające już 8 zł za litr klasycznego paliwa wywołują silną frustrację wśród kierowców. Jednocześnie napędzają wysyp memów. Jeden z nich skłonił mnie do pewnej refleksji.
Im droższe tradycyjne paliwa, tym większe zainteresowanie autami elektrycznymi. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy faktycznie ładowanie auta jest tańsze niż tankowanie benzyny lub ON na stacji paliw. To zależy. Przejechanie 100 km ładowaną z gniazdka elektryczną Dacią Spring (najtańszym elektrycznym autem na rynku) to koszt poniżej 12 zł. Energia potrzebna, by ten sam dystans przejechać Porsche Taycan, kosztuje ok. 18 zł. Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) przygotowało porównanie kosztów.
Dacię Spring naładujemy z gniazdka do pełna przez noc, bo ma niewielką baterię. Im większa pojemność baterii, tym ten czas będzie dłuższy. Dlatego mając samochód o baterii większej niż 50 kWh i często jeżdżąc w dłuższe trasy najlepiej jest kupić i zainstalować wallbox – domową ładowarkę przyspieszającą zasilanie baterii w aucie. Urządzenie to kosztuje (z montażem) od około 2,5 tys. zł do nawet kilkunastu tys. zł, w zależności od mocy, funkcji i miejsca montażu.
Przeczytaj też: Producenci samochodów nie sprzeciwiają się ograniczeniom w sprzedaży aut spalinowych
Polscy kierowcy i kierowczynie są w pewnym sensie w uprzywilejowanej sytuacji, jeśli chodzi o dostęp do domowych gniazdek. Wbrew światowym i unijnym trendom przybywa u nas osób przeprowadzających się do domów pod miastem. Obecnie poza terenami miejskimi mieszka już ponad 40 proc. Polek i Polaków. Tymczasem auta elektryczne są interesującą alternatywą właśnie dla osób decydujących się na własny dom (nawet na osiedlu szeregowym). Zasięgi popularnych modeli aut w zupełności powinny wystarczać na codzienne dojazdy do pracy do miasta.
Przeczytaj też: Zielona energia na stacji ładowania? To możliwe nawet w Polsce
Jeśli nie ma się dostępu do własnego gniazdka, trzeba ładować auto w stacji ładowania. Tu koszty rosną wraz z mocą ładowania. Przed podwyżkami cen benzyny i ON koszt przejechania 100 km autem elektrycznym ładowanym w szybkiej stacji mógł się zbliżyć do wydatków związanych z użytkowaniem aut spalinowych. Jednak ceny na stacjach ładowania nie rosną tak szybko, jak te na stacjach konwencjonalnych. Poza tym, posiadając auto elektryczne, mamy zawsze kilka możliwości ładowania. Wśród publicznych stacji dla elektryków są także te o niskich mocach, abonamenty i zniżki dla zarejestrowanych użytkowników, różnego rodzaju promocje. Takich możliwości poszukiwania tańszych rozwiązań napełnienia baku posiadacze aut spalinowych nie mają.
Co z cenami pojazdów? Z używanymi nastoletnimi dieslami z zachodu nawet 10-letnie auta elektryczne konkurować nie mogą. Jednak dzięki dopłatom i atrakcyjnym formom finansowania dostępność pojazdów nowych z roku na rok się zwiększa. Tu trzeba nadmienić, że o ile jest jeszcze szansa na to, że cena aut elektrycznych będą wraz ze zwiększaniem wolumenów produkcji spadały – to ceny samochodów spalinowych na pewno wzrosną w najbliższych latach.
Dziś za najtańszą na rynku aut z wtyczką – Dacię Spring trzeba zapłacić ok. 80 tys. zł., Nissana Leaf kupimy za ok. 125 tys. zł, a ceny Tesli zaczynają się od ok. 250 tys. zł. Posiadacze najstarszych egzemplarzy aut tego producenta mogą korzystać z sieci szybkich ładowarek Supercharger, będących największą siecią ładowania na świecie, za darmo. Jak to wygląda w praktyce? – Osoby, które kupiły Tesle przed 2016 rokiem i nie sprzedały jej do tej pory, mają niezbywalną, przypisaną do numeru VIN, możliwość ładowania za darmo – tłumaczy Daniel Grzyb z EV Rent.
Niebawem może się okazać, że utrzymanie najstarszych aut spalinowych będzie wyjątkowo kosztowne, a ich funkcje użytkowe zostaną ograniczone w miastach w strefach czystego transportu.
W Polsce zarejestrowanych jest niespełna 25 tys. samochodów w pełni elektrycznych, około drugie tyle hybryd z wtyczką i ok. 38 mln aut spalinowych (kilka milionów stanowią tzw. „martwe dusze”).