Turcja w ostatnich miesiącach ma – choć w innej skali – podobne kłopoty, co Polska. I warto przyjrzeć się, jak wpływa to na sytuację w tureckiej energetyce
Think tank Ember pod lupę wziął ostatni rok w tureckiej energetyce i podzielił się efektami badań. Ten kraj odczuł na własnej skórze, że węgiel i gaz nie są aż tak stabilnymi źródłami, jak zwykło się przyjmować. Rząd w Ankarze, jak inne na świecie, mierzy się z rosnącymi cenami paliw kopalnych. Jak wyliczono, gaz w Turcji podrożał siedmiokrotnie, węgiel – czterokrotnie.
Tamtejsza energetyka odczuwa to od razu, ponieważ 1/3 energii pochodzi właśnie z błękitnego paliwa. Jak zaznacza Ember, nawet gdyby nie wystąpiły podwyżki cen gazu, to koszty produkcji energii wzrastałyby przez węgiel, Turcja ma aż 20 GW mocy w blokach na to paliwo, w dodatku prawie połowa z nich korzysta z importowanego węgla. Z kolei w blokach gazowych ma ponad 25 GW mocy.
W badanym przez think tank okresie, od 1 maja 2021 do 30 kwietnia 2022 roku, skupiono się na tym, ile zaoszczędziła turecka energetyka tylko dzięki temu, że w miksie miała farmy wiatrowe i słoneczne. Z obliczeń wynika, że przez rok te odnawialne źródła energii (OZE) wypracowały 46,3 TWh. Następnie przyjrzano się, jak rosła cena gazu (kontrakty spotowe) i przeliczono, ile kosztowałoby Turcję wyprodukowanie 46,3 TWh z tego paliwa. Okazało się, że potrzeba byłoby 7 miliardów dolarów, by opłacić dodatkowy, importowany gaz dla energetyki.
Przeczytaj też: Raport PIE – Zielone inwestycje nie przeszkadzają rozwojowi gospodarczemu
Ember, co należy podkreślić, wybija tu rolę fotowoltaiki i turbin wiatrowych, by zaznaczyć efektywność OZE. Nie wspomina jednak o tym, jak wygląda turecki miks energetyczny. Drugim co do wielkości, po węglu, jest tam nie gaz, a różnego rodzaju elektrownie wodne. W 2020 roku z hydroenergetyki Turcja miała ponad trzykrotnie więcej energii niż z wiatru. Szkoda, że nie podano podobnych obliczeń właśnie dla hydroenergetyki na przykładzie Turcji, ale można założyć, że umownie „zaoszczędzona” kwota byłaby jeszcze bardziej spektakularna.
Podobny raport, mający na celu pokazanie, jak źródła odnawialne trzymają w ryzach ceny prądu, opublikowały niedawno Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) i Instytut Jagielloński. Pisaliśmy o tym w tekście: Gdyby nie farmy wiatrowe, prąd w Polsce byłby jeszcze droższy. Najnowszy raport cenowy.
Historia z Turcji to okazja do obalenia kilku mitów. Węgiel i gaz można uznawać tak długo za stabilne źródło, jeśli ma się pewność, że ma się do nich dostęp. Z tym ostatnim jest za sprawą Rosji i wojny w Ukrainie różnie. OZE, choć uznawane za niestabilne (co jest prawdą, przynajmniej dopóki nie nauczymy się lepiej gromadzić energii), w takich sytuacjach stają się dobrym uzupełnieniem miksu i choć trochę łagodzą efekty podwyżek cen surowców na rynkach. OZE nie uratują od razu energetyki, ale mogą jej pomóc. Najpierw jako uzupełnienie miksu, a stopniowo mogą zacząć wypierać konwencjonalne bloki. Jednostki węglowe czy gazowe będą mogły zostać wtedy przesunięte do zadań specjalnych, czyli bilansowania systemu, gdy odnawialne źródła będą pracowały z mniejszą efektywnością.
Warto też przyjrzeć się Ankarze dlatego, że Turcja to państwo, które zmaga się z inflacją jeszcze wyższą niż Polska (pod koniec kwietnia 2022 roku była bliska 70 proc.) i tak jak w Polsce, napędzają ją w dużej mierze ceny energii. Różnica jest taka, że Ankara trzyma niskie stopy procentowe, a Narodowy Bank Polski od miesięcy je podnosi. W dodatku właśnie w badanym okresie zaczęły drożeć gaz i węgiel. Inflacja w Turcji zaczęła rosnąć, więc widać jak na dłoni, jak łatwo nośniki energii napędzają problemy we wszystkich sektorach gospodarki.
Przeczytaj też: Polska zarabia krocie na handlu emisjami CO2, ale potem je marnuje
Podobieństw między Polską i Turcją jest więcej. Państwa podejmowały próby ochronienia obywateli przed podwyżkami: Polska obniżyła akcyzy i podatki na energię i paliwa, Turcja poszła krok dalej, ustanawiając ceny regulowane wytwórcom energii i podwyższając płacę minimalną. Tego typu interwencje zdaniem ekspertów tylko nakręcają spiralę inflacyjną i podobne wnioski płyną z raportu Ember. Choć obywateli obejmuje się pomocą, to na koszty wytwarzania energii i obciążenia z tym związane nie da się wpłynąć.
Jest jeszcze jeden ciekawy wątek, trochę w kontrze do narracji, którą suflowały niektóre spółki w Polsce. W naszym kraju za głównego winowajcę podwyżek cen prądu uznaje się unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS). To jak wytłumaczyć sytuację Turcji, która w UE nie jest i żadnych emisji nie musi rozliczać?
Zdj. na fotografii Recep Tayyip Erdogan / Flickr / OCHA / Berk Özkan / (CC BY-ND 2.0)