Według raportu think-tanku Carbon Tracker dużo bardziej opłaca się dziś inwestować w OZE i magazyny energii
Niezależnie od tego, jak burzliwa jest bieżąca dyskusja o przyszłości polskiej energetyki, stopniowe odchodzenie od węgla jest już faktem. Średni wiek krajowych elektrowni węglowych przekracza 40 lat i trzeba je będzie wyłączać na dużą skalę już w najbliższych latach. To oznacza konieczność zbudowania nowych mocy wytwórczych: tym razem muszą być zero- albo przynajmniej niskoemisyjne.
Przeczytaj też: Samochody elektryczne powodują wzrost emisji CO2?
Polskie koncerny takie jak PGE czy Orlen wychodzą z założenia, że następcą węgla w Polsce będzie m.in. gaz. Inwestycje w odnawialne źródła energii również są przygotowywane, jednak OZE nie oferują ciągłości zasilania. Farmy wiatrowe i fotowoltaiczne dostarczają najtańszą energię, ale są źródłami pogodozależnymi. Produkują wtedy, gdy wieje wiatr i świeci słońce. Zasilenie tak dużej gospodarki, jaką jest Polska, wyłącznie zieloną energią, jest na dzisiaj technicznie niewykonalne. Jeśli dostawy mają być niezawodne przez 365 dni w roku, trzeba OZE bilansować: źródłami gazowymi, magazynami energii, etc.
Jednostki gazowe pozwalają uniknąć połowy emisji generowanej przez węgiel, jednak w obecnych warunkach ich przyszła rentowność stoi pod dużym znakiem zapytania. Nie tylko obserwujemy duże turbulencje cenowe na rynku gazu, ale również raptownie rosną koszty emisji CO2 (ceny uprawnień w unijnym systemie ETS przekraczają już 90 euro/t CO2).
Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, Carbon Tracker szacuje, że flagowe projekty gazowe, które szykują państwowe spółki energetyczne, będą nieopłacalne. Finansowo ratować je będą tylko państwowe dopłaty.
Carbon Tracker wziął pod uwagę pięć planowanych bloków: Dolna Odra (dwa bloki planowane przez PGE), Rybnik (również PGE), a także Ostrołęka C (zapowiadana przez Orlen i PGNiG) oraz Grudziądz (Orlen/Energa). Wszystkie te jednostki będą mieć łącznie 3,7 GW mocy, a ich koszt oszacowano na 4,5 mld dolarów (w przeliczeniu niespełna 18 mld zł).
Porównano koszty energii z gazu i odnawialnych źródeł (w ujęciu LCOE – uśredniony koszt energii elektrycznej). W takim zestawieniu jednostki gazowe wypadają bardzo niekorzystnie. Carbon Tracker wylicza, że sam blok w Grudziądzu, który miałby ruszyć w 2027 roku, będzie od pierwszego dnia pracy niekonkurencyjny cenowo w porównaniu z farmami wiatrowymi na morzu pracującymi przy wsparciu magazynów energii.
Co więcej, jeśli Polska ma osiągnąć do 2050 roku unijny cel neutralności klimatycznej, jednostki gazowe nie będą pracować wystarczająco długo, by się spłacić. Według Carbon Tracker, będą wyłączane po około 7 latach od uruchomienia. Jak pokazuje sytuacja w polskim górnictwie, za potencjalne straty zawsze na koniec zapłacą podatnicy.
„Anulujcie nowe projekty gazowe, inaczej ryzykujecie straty na inwestycjach” – wskazuje raport. Nawet jeśli odbiorcy energii złożą się na dodatkowe płatności za stabilne dostawy mocy, projekty gazowe będą i tak obarczone ryzykiem zmian cen surowców, uprawnień do emisji CO2, etc. Najbardziej opłacalną z finansowego punktu widzenia alternatywą są farmy wiatrowe na lądzie i morzu.
Przeczytaj też: Zbliżamy się do granic planety. Receptą może być Idea 3W
Wnioski z raportu są bardzo interesujące, jednak jego autorzy pomijają fakt, że energia jest potrzebna nie tylko w odpowiednich ilościach, ale również we właściwym czasie. Polska mogłaby rezygnować z nowych inwestycji w bloki gazowe, gdyby miała wystarczające moce wytwórcze. Niestety w nadchodzących latach stoimy przed widmem deficytu dostaw prądu i bez nowych projektów, również gazowych, niestety się nie obędzie.
Cały raport Carbon Tracker w wersji angielskiej przeczytasz tutaj.