Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Jeremy Clarkson farmerem. Znany dziennikarz motoryzacyjny przechodzi zieloną przemianę

Jeden z największych krytyków aktywizmu Grety Thunberg słono zapłacił za zmiany klimatu i już ich nie neguje. Stara się robić coraz więcej dla natury, czasem w typowy dla siebie, dziwaczny sposób

Wśród propozycji filmowych na platformie Amazon Prime znajdziesz serial „Farma Clarksona”. To materiał dokumentujący rok na brytyjskiej farmie. Farmerem jest kontrowersyjny dziennikarz motoryzacyjny Jeremy Clarkson. Ten sam, który zdobył międzynarodową sławę dzięki prowadzeniu programu Top Gear.

Życiowe motto Clarksona zawiera się w dwóch słowach: prędkość i moc (z ang. speed and power). Jeszcze kilka lat temu dziennikarz o zmianie klimatu mówił, że to „science fiction”.

Od tego czasu jednak znany z ciętego języka krewki sześćdziesięciolatek całkowicie odmienił swoje życie i osiadł na farmie. Właścicielem ziemskim jest od lat, ale dopiero od niedawna sam zaczął ją uprawiać. Okazało się, że to całkiem spore wyzwanie. Odcinek po odcinku poznajemy blaski i cienie rolniczego życia na brytyjskiej wsi. Oczywiście część barwnych przygód to całkowita zasługa przemądrzałego, niedoświadczonego farmera.

Przeczytaj też: Amazon skończy z wyrzucaniem produktów ze zwrotów

Clarkson spulchnia, obsiewa i nawozi ziemię, kiedy pozwala na to pogoda, frustruje się, gdy musi przerywać pracę ze względu na ulewy i susze. Przeklina szkodniki, które niszczą mu uprawy. Okazuje się, że w rolnictwie nie ma drogi na skróty i nawet charakterny Jeremy musi się podporządkować siłom natury i procedurom. Nie robi oczywiście wszystkiego sam.

Faktycznie na farmie rządzi Kaleb, 21-latek, który na rolnictwie zdążył już zjeść zęby. Jego codzienność to orka, sianokosy, opryski i żniwa. Kaleb jest absolutnym przeciwieństwem Clarksona i trzeba przyznać, że we dwóch tworzą wybuchowy duet. Jest też kilkoro innych barwnych bohaterów, będących nieco w cieniu tej dwójki, bez których farma by nie przetrwała.

Trzeba przyznać, że ekipa realizująca serial sięgnęła do najlepszych motoryzacyjnych wzorców prowadzenia narracji. Nawet kombajn w polu może wywoływać podobne emocje jak bolidy „latające bokiem” na torze Ferrari. Wszystko za sprawą zdjęć, montażu i muzyki.

Przeczytaj też: Jeśli zabraknie pszczół będziemy mieć poważne kłopoty

Farma Clarksona w Chipping Norton dostarcza nie tylko pszenicę i rzepak. Jest tu też ponad 140 ciężarnych owiec, hodowla wasabi, która ma przynieść fortunę, wiktoriański wodociąg oraz ogromny traktor marki Lamborghini – łatwo zgadnąć, czyim pomysłem był jego zakup. Z każdym odcinkiem dowiadujemy się więcej o tym, ile kosztuje utrzymanie gospodarstwa, by w finałowym przekonać się, że nawet jeśli część upraw się powiedzie, to zysk nie jest pewny. Taka jest codzienność milionów ludzi, których pola i uprawy narażone są na susze, gwałtowne ulewy, gradobicia i inne skutki zmian klimatu oraz zależne od dopłat.

Clarkson sam zauważa, że świat wokół niego się zmienił za sprawą działalności człowieka. Wymierają pszczoły, ptaki mają ograniczoną przestrzeń do życia, a dla niektórych gatunków zwierząt brakuje wody i pożywienia.

Dziennikarz swoją obecnością w mediach i promocją rolnictwa robi dobrą i potrzebną robotę, za którą otrzymał wraz Kalebem Cooperem nagrodę British Farming Awards.

Wciąż jednak uderza w paternalistyczny ton mówiąc o Grecie Thunberg i prycha na widok elektrycznych samochodów, ale robi postępy. Nawołuje na przykład do zaprzestania używania oleju palmowego, bo jego popularność przyczynia się do przetrzebienia populacji orangutanów. Na marginesie, ogromne ilości oleju palmowego wykorzystuje się do produkcji biopaliw. Jest on masowo dodawany do kosmetyków i wielu produktów spożywczych.

Przeczytaj też: Powstaje laboratoryjna alternatywa dla oleju palmowego

Sfilmowany rok na farmie Jeremiego był częściowo rokiem pandemicznym. Dziennikarz musiał stawić czoła dodatkowym wyzwaniom. Nie było sensu hodować jęczmienia dla browarów, bo z powodu koronawirusa puby były przez część roku pozamykane. Posadzone spontanicznie ziemniaki były strzałem w dziesiątkę, ale spowodowały też sporo zamieszania.

W gospodarstwie nie ma dni wolnych, wszystko musi się toczyć swoim rytmem. Problemy na „Farmie Clarksona” nie różnią się tak bardzo od tych, z którymi mierzą się polscy rolnicy. Warto to sobie uzmysłowić, przy okazji spędzić miło czas z barwną ekipą tworzącą „Diddly Squat”.

UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies