Większość producentów samochodów nie ma ambicji, by sprzedawać więcej „elektryków”
Emisja CO2 z nowych samochodów od 2019 r. spadła w UE o niemal jedną piątą. Najnowsza analiza organizacji Transport & Environment (T&E) pokazuje jednak, że to za mało. Cele w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych w transporcie na lata 2022–2030 są niewystarczające, a niezahamowana produkcja samochodów hybrydowych typu plug-in (czyli z wtyczką) może zaowocować wyemitowaniem dodatkowych 55 mln ton CO2. To więcej niż wynosi roczna emisja, jaką generują np. wszystkie samochody w Hiszpanii.
W samej Polsce w ciągu pierwszych miesięcy tego roku sprzedaż hybryd z wtyczką wzrosła o niemal 20 proc. Kolejny miesiąc utrzymuje się trend, w którym aut w pełni elektrycznych sprzedaje się mniej niż hybryd plug-in.
– Obawiam się, że bez zwiększenia ambicji i wyraźnego sygnału dla producentów samochodów elektrycznych nie osiągniemy wiele – komentuje Julia Poliscanova z Transport & Environment. Nowy raport przygotowany przez organizację zwraca uwagę na niepokojący trend związany z realizacją przez producentów samochodów planu minimum.
– W segmencie hybryd plug-in nic się nie dzieje, nie rośnie zasięg tych samochodów na napędzie elektrycznym. Można odnieść wrażenie, że powstały i powstają tylko po to, by dać szansę użytkownikom skorzystać w niektórych miejscach w Europie z przywilejów przewidzianych dla aut elektrycznych, ale wciąż jeździć z silnikiem spalinowym. W jednym z badań wykazaliśmy, że emisyjność hybryd z wtyczką jest dużo wyższa od tej, którą deklarują producenci w broszurach, a testy aut nie oddają faktycznych warunków użytkowania. Przypomnę, że hybrydy plug-in miały być technologią przejściową, a nieźle się na rynku zadomowiły – dodaje Poliscanova.
Przeczytaj też: Elektromobilność wyszła z pandemii obronną ręką
Transport & Environment obawia się, że bez zwiększenia ambicji emisje z nowych samochodów będą rosły. Unijne wymogi są zbyt liberalne, a polityka producentów aut zbyt krótkowzroczna, by mogło dość do przełomu. Koncerny przed czasem osiągną unijne cele redukcji emisji, dlatego niektóre z nich nie widzą konieczności zamykania fabryk części do silników spalinowych.
– Do takich krajów jak Polska, Liwa czy Słowenia przez jeszcze wiele lat nie trafią używane samochody elektryczne. Zamiast tego do Polski wjeżdżają co roku setki tysięcy aut spalinowych, którymi nie da się już jeździć w wielu miastach Europy. Polskę też obejmą cele redukcyjne i nie będzie mogła w nieskończoność przyjmować starych samochodów spalinowych – podsumowuje specjalistka T&E.
Problem napływających starych spalinowych aut będzie miał charakter globalny. Te, które nie znajdą już nabywców na Starym Kontynencie, trafią do Afryki. – To nie jest w porządku wobec mieszkańców tego rejonu. Wiemy doskonale, że wysłużone samochody spalinowe odpowiadają w Europie za dziesiątki tysięcy przedwczesnych zgonów. To jest ważna kwestia etyczna, której nie można dziś pomijać. To na bogatszych krajach spoczywa obowiązek zadbania o te posiadające mniejsze zasoby – dodaje Poliscanova.
Przeczytaj też: Co dalej z fabryką katod w Koninie. Międzynarodowy gigant rezygnuje z produkcji baterii
Czy UE może pozwolić sobie na to, by stracić całą dekadę w rozwoju rynku pojazdów elektrycznych? Zdecydowanie nie. Autorzy raportu T&E podają, że w ciągu najbliższego roku w Europie sprzedanych zostanie o blisko milion samochodów elektrycznych mniej, niż byłoby to możliwe. Im mniej będzie w motoryzacji stosowanych innowacyjnych rozwiązań przyszłości, tym bardziej zagrożone będą miejsca pracy, a szkoły słabiej przygotowane do kształcenia w nowych zawodach.
Jeśli teraz nastąpi spowolnienie, straconego czasu nie da się nadrobić. Skutki zapóźnień dla europejskiej gospodarki mogą okazać się bardzo bolesne. Jednym z problemów będzie brak możliwości osiągnięcia krajowych celów klimatycznych.
Cały raport można przeczytać tutaj.