Przemysł szuka zrównoważonych rozwiązań, musi rozliczać się z emisji gazów cieplarnianych. Na rynku liczyć się będą firmy z certyfikatem. Taki certyfikat obejmuje już miedź
Popyt na miedź rośnie. Ma to bezpośredni związek z działaniami mającymi na celu redukcję emisji CO2. Instalacje odnawialnych źródeł energii (OZE), produkcja samochodów elektrycznych i infrastruktury do ich ładowania to obszary zwiększonego zapotrzebowania na miedź, która zaczyna być określana jako „nowa ropa”. Przez lata niewiele inwestowano w zazielenienie procesu produkcji tego metalu, a dziś bez niej trudno konkurować na rynku. O jakiej skali wzrostu zapotrzebowania mowa? Do samej branży motoryzacyjnej będzie rocznie trafiać dodatkowe 2 mln ton miedzi.
W pojeździe elektrycznym potrzeba około pięć razy więcej miedzi niż w konwencjonalnym pojeździe z silnikiem spalinowym. Zakładając, że produkcja aut z wtyczką osiągnie do 2030 roku liczbę 30 mln pojazdów, zapotrzebowanie na ten surowiec będzie ogromne. Samochody elektryczne są tu dobrym przykładem konieczności zazieleniania całego łańcucha dostaw i produkcji. Jednym z najczęstszych zarzutów wobec elektrycznych aut jest to, że ich ekologiczność jest wątpliwa. Faktycznie, bez działania firm w oparciu o wskaźniki zrównoważonego rozwoju, ESG (environmental, social and corporate governance) trudno byłoby wskazać w jakich obszarach produkcji emisja CO2 spadła. Równolegle na świecie podłączane będą miliony stacji ładowania. Każda z osobnym przyłączem energetycznym, a to oznacza tysiące kilometrów miedzianych przewodów.
Przeczytaj też: KGHM nie czeka na dekarbonizację polskiej energetyki, inwestuje w OZE
Jednym ze sposobów potwierdzenia zrównoważonej produkcji miedzi jest przystąpienie do programu certyfikacyjnego. Aby sprostać wymaganiom w programie zainicjowanym przez International Copper Association, huty muszą poddawać się ocenie. Pod uwagę branych jest 31 kryteriów. Prześwietlane są takie obszary jak: ochrona środowiska, transparentność łańcucha dostaw dla metali, zatrudnienie i warunki pracy, relacje z lokalnymi społecznościami i zarządzanie ryzykiem.
Jest to dobrowolny program skierowany do firm przemysłowych. Podmioty, które pomyślnie przechodzą weryfikację, mogą wykorzystywać znak „Copper Mark” w swoich publikacjach korporacyjnych, na umowach czy na wyrobach z miedzi. To dobra inicjatywa budująca zaufanie do koncernów. Jej znaczenie podkreśla EY, międzynarodową grupa doradcza, która opublikowała w październiku raport pt.: „ W jaki sposób sektor wydobycia miedzi będzie mógł, w dalekiej perspektywie, zachować konkurencyjność?”.
Przeczytaj też: Miedziowa rewolucja będzie dobra dla klimatu
Należące do polskiego miedziowego giganta, KGHM, Huty Miedzi Głogów i Legnica przystąpiły już do programu „Copper Mark” w 2020 roku. To zapewni koncernowi możliwość sprzedawania swoich wyrobów największym odbiorcom, zwiększy też szanse na pozyskiwanie finansowania na inwestycje. Jak podkreślają specjaliści EY, pieniądze dziś inwestowane w technologie zmniejszające emisje szybko zaczną się zwracać.
W co inwestują producenci miedzi? Na pierwszym miejscu jest wymiana floty pojazdów pracujących pod ziemią na nisko- i zeroemisyjną. Ważne jest też wykorzystanie w hutach wodoru, inwestycje w OZE, kompensacja emisji, która sprowadza się do finansowania inicjatyw wspierających bioróżnorodność i pochłanianie CO2. Przybywa instytucji finansowych, które deklarują, że nie będą finansować „brudnych” branż, do takich zaliczono kopalnie węgla i energetykę opierającą się o ten surowiec. Nawet polskie banki złożyły takie deklaracje. Jakie, w takim razie, będą finansować? Te, które będą potrafiły udowodnić zmniejszanie wpływu na środowisko.
Zdjęcie: mat. prasowe KGHM