Może się wydawać, że miastom do walki ze zmianami klimatu potrzebne są przede wszystkim parki, a nawet lasy. Coraz częściej mówi się o walce z występowaniem tzw. wysp ciepła. Tymczasem amerykańskie badania pokazują, że nawet pojedyncze klony, dęby albo lipy dużo mają wyraźny pozytywny wpływ na miejskie otoczenie.

Przeczytaj też: Ruszyła wyszukiwarka EkoDotacji

Naukowcy z American University opublikowali w Environmental Research Letters wyniki badań, na które powołuje się m.in. serwis Yahoo. Latem 2018 roku zebrali jednego dnia ponad 70 tys. odczytów temperatury powietrza w różnych częściach Waszyngtonu. Po ich przeanalizowaniu okazało się, że w miejscach, w których miejska przestrzeń była bardziej osłonięta koronami pojedynczych drzew, temperatura była niższa o blisko 1,5 stopnia C.

Chociaż zjawisko to najbardziej odczuwalne jest wieczorem, to jego efekty utrzymują się do wczesnych godzin porannych. Różnice są zauważalne nawet tam, gdzie drzewa występują dość rzadko. Miasto może się dzięki nim skuteczniej chłodzić w upalne dni i zapewnić ludziom, zwierzętom, owadom i roślinom chociaż trochę wytchnienia. To oczywiście przekłada się na zdrowie mieszkańców, a finalnie na kwestie ekonomiczne.

Przeczytaj też: Kataklizmy staną się codziennością

Wydaje się mało prawdopodobne, by wyniki badania odpowiadały jedynie amerykańskim realiom – uwagę na nie należy zwrócić także w Europie, a konkretnie w Polsce. Urzędnicy, planiści i włodarze większych i mniejszych miejscowości zamiast wycinać pojedyncze drzewa, powinni obsadzać nimi każdą wolną przestrzeń. Miejsca po starym kiosku, słupie ogłoszeniowym, rozbitej donicy albo przestrzeni parkingowej nie mogą być zalewane betonem, przykrywane płytami czy asfaltem – ta powierzchnia musi pokryć się zielenią. Im więcej drzew, tym lepiej. A mieszkańcy zamiast narzekać na nasadzenia, muszą naciskać, by coraz rzadziej dało się usłyszeć dźwięk pił mechanicznych. Powinien go zastąpić szum liści.