Pandemia tylko na chwilę spowolniła marsz ku katastrofie klimatycznej. Sytuację może uratować jedynie przemyślany i wdrożony na wielką skalę plan
Kilka kwartałów temu mogło się wydawać, że pandemia koronawirusa i wywołany przez nią kryzys odmienią wiele aspektów naszej rzeczywistości. W tym kontekście wskazywano m.in. na oganiczenie emisji dwutlenku węgla i ochronę środowiska. W niektórych prognozach epidemia jawiła się jako punkt zwrotny w naszej historii. Ostatnie doniesienia dotyczące emisji CO2 mogą studzić ten entuzjazm.
Przeczytaj też: Burger King bez mięsa? W czerwcu startują testy w jednym z lokali
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency, IEA) poinformowała, że w grudniu 2020 roku emisje CO2 były o 2 proc. wyższe niż w analogicznym okresie 2019 roku. W bieżącym roku natomiast można się spodziewać powrotu na ścieżkę ich regularnego wzrostu. Tym samym niewiele pozostanie po lekkim załamaniu, jakie obserwowaliśmy przez kilka kwartałów, gdy uziemiono pokaźną część samolotów, zamknięto niektóre zakłady przemysłowe, ograniczono podróże transportem kołowym i morskim. Wracamy do „normalności”. Jeżeli jednak ludzkość myśli o zauważalnej i stałej zmianie, musi zdecydować się na systemowe działania, takie jak decyzja członków grupy G7, by wstrzymać bezpośrednie wsparcie rządowe dla elektrowni węglowych.
Przeczytaj też: Jest szansa na polską stal dla morskich farm wiatrowych
Coraz więcej wskazuje, że ze spalaniem węgla najszybciej zerwie Unia Europejska. Kroki w tym kierunku wykonają także USA pod rządami Joe Bidena. Bardzo dużo będzie jednak zależało od postawy państw rozwijających się, głównie Indii oraz Chin. Kraje te zapewne nie zaryzykują zachwiania wzrostu gospodarczego, by szybko i drastycznie ściąć emisje. W tym zakresie przydałoby się wsparcie innych krajów, bo cel jest wspólny.
Piers Forster, profesor z Uniwersytetu w Leeds, przewiduje, że inwestowanie 1,2 proc. światowego PKB w przebudowę globalnej gospodarki może uchronić nas przed katastrofą klimatyczną. Ta suma wyrażona w funtach czy dolarach może oczywiście robić wrażenie, a nawet przerażać, ale to wciąż niewiele ponad 1 proc. globalnego PKB – kwota, na którą nas stać. Tymczasem bagatelizowanie problemu i oddalanie w czasie jego rozwiązania, będzie tylko zwiększać rachunek.