Udało się rozdysponować tylko 7 proc. przewidzianego budżetu
31 lipca zakończył się pierwszy nabór wniosków o dopłaty do samochodów elektrycznych. Koordynujący program Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dopłaci do zakupu 344 samochodów elektrycznych, a łączna kwota dotacji wyniesie 11,2 mln zł. Rozdysponowanych zostanie zatem 7,5 proc. budżetu programu, w którym zarezerwowano na ten cel aż 150 mln zł.
Przeczytaj też: Elektryczna Syrena budzi raczej zdumienie niż zachwyt
Najbardziej zainteresowane dopłatami okazały się osoby prywatne, ale i ich nie zgłosiło się nawet 200. Wiceprezes Funduszu Artur Lorkowski zapowiada, że jesienią zorganizowane zostaną kolejne nabory, a pierwszą turę można określić jako pilotaż, który dostarczył „bezcennych wniosków”.
Jeśli przyjrzeć się zagranicznym doświadczeniom, to polski program wsparcia do elektryków można uznać za dość korzystny. Osoby fizyczne mogły uzyskać do 18 750 zł dopłaty. Jednak od samego początku pojawiały się pytania, dlaczego rząd ustalił limit cenowy i osobom prywatnym nie będzie dopłacać do kupna samochodów kosztujących więcej niż 125 tys. zł. To wyeliminowało wszystkie najpopularniejsze w Polsce „elektryki”.
Przeczytaj też: Doczekaliśmy się polskiego auta na prąd. To Izera
Tymczasem auta na prąd są tak drogie, że w Polsce mogą sobie na nie pozwolić wyłącznie najzamożniejsi kierowcy. Ci zaś, jeśli kupują już auto na baterie, to wybierają takie przynajmniej średniej klasy, a nie te z najuboższą wersją napędu i wyposażenia.
A może zainteresowanie ograniczył po prostu zwykły formalizm. Tym niemniej do rozdysponowania pozostaje prawie 140 mln zł. Polski rynek aut na prąd czeka.