Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, na którym tak Polsce zależało, został okrojony o ponad połowę. To cena za stawanie okoniem w sprawie neutralności klimatycznej
We wtorek 21 lipca nad ranem przywódcom UE na szczycie w Brukseli udało się osiągnąć porozumienie w sprawie unijnego budżetu na lata 2021-2027. Jak zwykle po tego typu wydarzeniach, wszystkie strony ogłosiły spektakularny sukces. Zdecydowanie osiągnięciem jest już to, że udało się wypracować kompromis w sprawie kolejnych ram budżetowych UE oraz postkoronawirusowego funduszu odbudowy (Next Generation EU). Łącznie to gigantyczne pieniądze, bo aż 1,8 biliona euro. Polska otrzyma z tej puli 159 mld euro (z tego 125 mld euro w formie bezzwrotnych dotacji, a 34 mld euro – preferencyjnych pożyczek).
Przeczytaj też: EU cieszy się z recyklingu. Azja wyrzuca europejski plastik do oceanów
Nie obyło się bez ustępstw. Wbrew temu, co deklaruje dziś premier Mateusz Morawiecki, nie można powiedzieć, że przywódcy całej UE postanowili jeść z ręki Polsce Kaczyńskiego i Węgrom Orbana.
Ważny dla Polski Fundusz Sprawiedliwej Transformacji (FST) został okrojony. Zgromadzone w nim środki wyniosą 17,5 mld euro, czyli o ponad połowę mniej niż zakładano. Jednocześnie ustalono, że zadeklarowanie własnego celu neutralności klimatycznej nie jest obowiązkowe - to ukłon w stronę Polski. Tyle że kraje bez celu neutralności klimatycznej do 2050 r. otrzymają z FST tylko połowę pieniędzy. A jedynym takim krajem jest wlaśnie Polska.
Podsumowując, Polsce prawdopodobnie przypadnie z FST nie 8, a 3 może 4 mld euro. Stracimy więc nawet 5 mld euro, czyli 22 mld zł. Pieniądze te jak prawdopodobnie jeszcze nigdy wcześniej potrzebne są na nieuchronną transformację terenów górniczych i walkę ze smogiem.
Przeczytaj też: To koniec górnictwa, jakie znamy
Co dalej z polską neutralnością klimatyczną? Trzeba przyznać, że Polsce udało się nieco złagodzić oczekiwania innych krajów UE. Jeszcze przed szczytem mówiono, że wypłata pieniędzy z FST będzie w 100 proc. uzależniona od tego, czy kraj odchodzi od węgla. To, że Polska nie traci pieniędzy w całości, należy zaliczyć jako punkt dla polskich negocjatorów. Ale zakończony dzisiaj szczyt to tylko jedno z wielu spotkań, na których temat neutralności klimatycznej będzie omawiany. Już teraz Polska traci na braku twardych zobowiązań w sprawie odchodzenia od węgla. Odsuwanie krajowych decyzji w sprawie tego jak przestawić energetykę na mniej uzależnione od węgla tory, też jest dla Polski niekorzystny.
Jak czytam w konkluzjach ze szczytu, co najmniej 30 proc. wydatków z głównego budżetu UE i funduszu odbudowy zostanie przeznaczonych na cele klimatyczne. A cele te są jasne: to nowy Zielony Ład, czyli osiągnięcie celów UE na 2030 r. (chodzi o redukcję emisji CO2, wskaźnik ten jeszcze będzie jeszcze w tym roku aktualizowany) oraz dojście do zerowej emisji netto w 2050 r.
W konkluzjach ze szczytu przyjęto też zapis, że wszystkie wydatki UE powinny być zgodne z celami Porozumienia paryskiego, w którym kraje świata zobowiązały się do ograniczenia emisji CO2. Powinny także nie szkodzić realizacji Zielonego Ładu.
Podsumowując – w nowej perspektywie budżetowej zielone inwestycje pozostają głównym kołem zamachowym unijnej gospodarki. Polska broniąc węgla musi iść na ustępstwa. Zazwyczaj oznaczają one jednak utratę części środków.
Przeczytaj też: Orlen ma zielone światło w sprawie Lotosu. Chce też przejąć PGNiG
Dotyczy to zarówno neutralności klimatycznej, jak i samorządności. Choć dziś kraje UE wykazały się dużą wolą kompromisu, to przeciąganie liny trwało będzie nadal. Patrząc na to, jak dotychczas wyszliśmy próbach odsuwania od Polski niezbędnej redukcji emisji CO2, tak samo dzisiaj trudno oczekiwać dobrych efektów.
Foto: Visegrad24/Twitter