Zagrożenie powodziami rośnie, a susza trwa w najlepsze. Tak właśnie wyglądają zmiany klimatu w praktyce. Oberwanie chmury nad Warszawą jest tego najlepszym przykładem
Jest 29 czerwca, za oknem już od około dwóch godzin pada deszcz, który chwilami zmienia się w nawałnicę. Rozsiani po różnych miejscach Warszawy znajomi donoszą w mediach społecznościowych: w wodzie stoi centrum Warszawy z placem Trzech Krzyży włącznie, zalana jest miejscami Wisłostrada, a nawet Trasa Łazienkowska. Autobusy komunikacji miejskiej pływają ulicą Grójecką. Na Powiślu – ściana deszczu.
Przeczytaj też: Zasobów wody ubywa. Miasta zaczynają płacić za jej magazynowanie
Krótko mówiąc – jest źle. W wielu miejscach Warszawa jest zalana i mierzy się z podtopieniami. Kierowcy wjeżdżają na chodniki, by ominąć zalane ulice. Można było się tego w sumie spodziewać, bo około godziny 13:00 przyszedł alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa: „W dzień oraz w nocy ulewny deszcz i burze z silnym wiatrem. Przygotuj się na podtopienia. Stosuj się do poleceń służb”.
Ale widzę też komentarze w internecie: „Miała być susza stulecia – gdzie ona jest?!”, „Globalne ocieplenie? Nie żartujmy”.
Niestety jednak susza trwa nadal, choć może trudno w to uwierzyć, kiedy kolejny raz za oknem szaleje nawałnica. Jednak takich sytuacji będzie przybywać. Jeśli chodzi o wody gruntowe, nadal odnotowujemy deficyt. Jednocześnie zagrożenie powodziami i podtopieniami rośnie. Wraz z dalszym przegrzewaniem się klimatu takich sytuacji będzie przybywać.
Chodzi o to, że na przestrzeni ostatnich 10 lat w Polsce niemal całkowicie zmienił się charakter opadów. Kiedyś były bardziej jednostajne i rozłożone w czasie. Obecnie są gwałtowne i intensywne. Kilka deszczowych dni z rzędu prowadzi więc do sytuacji, z którą mamy do czynienia w Warszawie i kilku innych miejscach Polski, w których dochodzi do wzbierania poziomu rzek i podtopień. Ale po kilku dniach bez opadów sytuacja wraca do „normy”, tzn. wezbrana woda spływa do Bałtyku, a rzeki znowu są na niskich poziomach.
Z tym problemem, czyli ze zmianami klimatu nie umiemy sobie obecnie zupełnie poradzić. Słychać o programach retencji, które pozwoliłyby przynajmniej część wody zatrzymywać w gruncie, ale na razie dorobiliśmy się tylko tzw. programu „Oczko+”, który na dobrą sprawę z retencją nie ma wiele wspólnego.
Przeczytaj też: Takiej suszy jak w 2020 roku jeszcze nie doświadczyliśmy
W skrócie więc: susza trwa. To, że dzisiaj ulice są zalane, to nie wina miejskich spółek kanalizacyjnych, tylko wywołane zmianami klimatu intensywne deszcze. Jedyne, co można zrobić, to zmniejszać ilość betonu w miastach i zazieleniać je, by woda łatwiej wsiąkała w ziemię. Trzeba wdrażać miejskie plany adaptacji do zmian klimatu. Innego sposobu już dzisiaj nie ma.