Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
To koniec górnictwa, jakie znamy. Tego kryzysu nie da się zasypać ani pieniędzmi, ani węglem

Chciałoby się powiedzieć „koniec balu”: wydobycie węgla w Polsce pewnie już nigdy nie wzrośnie. Zielona rewolucja trwa, więc w górnictwie będzie już tylko gorzej. Obawy o przyszłość PGG są jak najbardziej słuszne

W górnictwie węgla kamiennego znowu temperatura bliska wrzenia. Związki zawodowe w Polskiej Grupie Górniczej grożą strajkiem, powołały sztab protestacyjny. Chodzi, jak zawsze, o pieniądze. Związkowcy uważają, że zaproponowane im 14-stki, które w lutym mają otrzymać górnicy w poszczególnych kopalniach, są zbyt niskie. Oprócz tego punktami zapalnymi są m.in. podwyżki płac na 2020 rok i sytuacja w kopalniach. Warto przypomnieć, że spełnienie żądań związkowców kosztowałoby PGG około 600 mln zł, tych pieniędzy zwyczajnie nie ma. Jest za to nadprodukcja węgla, mimo że jednocześnie wydobycie jest najniższe od dekad.

Dramat rozgrywa się między związkowcami, zarządem PGG, spółkami energetycznymi a rządem, który cały ten sektor nadzoruje. Węgla naprawdę jest za dużo w stosunku do realnych potrzeb i to na tyle, że narastające zwały zaczęły uniemożliwiać dalsze wydobycie (bo przecież brak zbytu na węgiel nie będzie nikogo w Polsce powstrzymywał od dalszego fedrowania, prawda?). Aby rozładować węglową górkę, Ministerstwo Aktywów Państwowych zaproponowało utworzenie centralnego magazynu węgla w Ostrowie Wielkopolskim, do którego trafiło już 300 tys. ton niepotrzebnego surowca. Energetyka przyznaje, że ma problem z odbiorem zakontraktowanego już węgla, ale zgodnie z umowami problem powinien zakończyć się do końca I kwartału.

Przeczytaj też: Zła wiadomość dla producentów energii z węgla

I zarząd PGG i związkowcy mają za złe energetyce, że nie kupuje węgla tyle ile „trzeba”, tylko importuje go z Rosji. To nie jest prawda. Pełnych danych za 2019 rok jeszcze nie ma, ale z pewnością import do Polski był niższy niż w rekordowym roku 2018. Trudno jednak dziwić się, że odbiorcy chcą kupować tam, gdzie jest taniej, a taniej niż w Polsce jest w zasadzie wszędzie.

Te wszystkie problemy znamy już od lat. Jak w „W kamiennym kręgu”: dramaty, negocjacje, kryzysy i przeciąganie liny między górnictwem a energetyką to w zasadzie od dekad taka polska tradycja. Związkowcy zawsze chcą podwyżek, niezależnie czy rynek rośnie, czy – tak jak teraz – jest na skraju załamania. Zarządy spółek górniczych zawsze chciały pieniędzy i tym sposobem np. w 2016 roku przetransferowano z energetyki do kopalń 2,3 mld zł. Udało się wtedy kupić spokój na wybory, ale nie udało się rozwiązać żadnego z problemów górnictwa. I dzisiaj widać tego efekty.

Przeczytaj też: Bruksela publikuje nowy zielony ład dla Europy

Szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek mówi w rozmowie z wnp.pl, że obawia się o przyszłość PGG. I słusznie. Tym razem, pierwszy raz w historii, nie ma żadnych nowych pieniędzy, które można byłoby do górnictwa dołożyć. Jest za to kilka zjawisk, które duszą popyt na węgiel w polskich elektrowniach i elektrociepłowniach, i to już na trwałe.

  1. Wytwórcy energii elektrycznej i ciepła więcej węgla kupić nie mogą, bo go nie zużyją. Zarzuty, że „na kopalnianych zwałach leży węgiel, bo energetyka woli importować” nie są trafione. Rzeczywiście, energetyka w sezonie 2017/2018 dostała sygnał, że PGG może nie zaspokoić krajowego popytu i poszło zielone światło, żeby zwiększyć import. Kiedy zaś wydobycie udaje się zwiększyć, koniunktura się odwraca i na węgiel nie ma chętnych. Jednym słowem: nie udało się trafić z inwestycjami w rynkową górkę. Kolejny raz.
  2. W samym grudniu 2019 r. wytwarzanie energii z węgla kamiennego było o 14 proc. niższe niż rok wcześniej (w przypadku węgla brunatnego spadek był jeszcze większy). W całym roku wytwarzanie z tego surowca spadło o ponad 5 proc. A to zmniejsza popyt na węgiel o miliony ton. Główny powód? Prosty: nie ma zimy. I jeśli wierzyć prognozom pogody, to już się nie pojawi. Takie są skutki globalnego ocieplenia, w które nadal wiele osób w kraju nie chce uwierzyć.
  3. Kolejny problem: na potęgę importujemy również energię elektryczną, bo ta wytwarzana w sąsiednich krajach ze źródeł innych niż węglowe jest po prostu tańsza niż polski prąd. W 2019 roku import wyniósł 10,6 TWh i był o 85 proc. wyższy niż rok wcześniej. Tego trendu nie da się już odwrócić i zakupy energii za granicą będą już tylko rosły – możliwe, że w dwucyfrowym tempie. Fundamentalnie nic się nie zmienia – im gorzej radzi sobie energetyka i górnictwo, tym bardziej opłaca się kupować prąd na zewnątrz.
  4. Alternatyw dla węgla przybywa. W polskich warunkach chodzi przede wszystkim o OZE i gaz. Zielonej energii w Polsce nadal jest za mało, ale sektor rośnie, o czym w green-news.pl mogłeś przeczytać nie raz. I energia z OZE jest tańsza od tej z węgla.

A dalej będzie już tylko gorzej. Niepostrzeżenie udział węgla w krajowej produkcji energii spadł w 2019 r. w okolice 75 proc. Jednocześnie przy rosnącej gospodarce popyt na prąd spadł o 1 proc. Mogę się założyć, że ta lawina będzie już tylko przyspieszać i „nawęglenie” krajowego rynku energii będzie spadać. Szkoda, że nie dzieje się to według żadnej strategii, bo takiej kraj nie ma. Wszystko toczy się wyłącznie siłą inercji.

Zielona rewolucja to nie żaden postulat, ona już trwa. W proponowanej przez rząd polityce energetycznej można przeczytać np. że do 2030 roku węgiel będzie miał 56-60 proc. udziału w krajowej produkcji energii. Takie też plany zostały wysłane w grudniu do Brukseli. To zwykłe mydlenie oczu. I rząd, i sami związkowcy dobrze wiedzą, że takiego udziału węgla w miksie energetycznym nie da się przez dekadę utrzymać, nawet gdyby ktoś tego chciał. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze w tym roku dojedziemy z udziałem węgla do 70 proc., a planowane 60 proc. możemy osiągnąć za pięć lat. Kilka kopalni trzeba będzie zamknąć. To nieuniknione.

Przeczytaj też: Greta Thuberg rozsławi Bełchatów na cały świat?

Najciekawsze jest to, że liderzy związkowi bardzo dobrze wiedzą, w jakim kierunku pędzi rynek, jednak grają z rządem w tę węglową ciuciubabkę. Zabawa będzie trwała jeszcze co najmniej do maja, czyli do wyborów prezydenckich. A potem – kto wie? Może w końcu usłyszymy oficjalnie kilka oczywistych kwestii: że trzeba zamknąć najmniej efektywne kopalnie, że musimy odejść od węgla, szybciej inwestować w OZE zanim dojdzie do sytuacji, że więcej prądu kupujemy za granicą niż sami wytwarzamy.

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies