Program zmodyfikowano, a jego budżet właśnie osiągnął rekordowy poziom. Dzięki „Mojemu Prądowi” Polacy pokochali domową fotowoltaikę. Ale już czas podsumować, co udało się dzięki niemu osiągnąć i jaka czeka go przyszłość
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wydłużył nabór do programu „Mój Prąd 6.0”, jednocześnie zwiększając jego budżet o dodatkowe 600 mln zł. Wnioski będą zbierane do 29 sierpnia 2025 r. lub do wyczerpania środków. Szósta edycja programu, który przyczynił się do powstania energetyki obywatelskiej w Polsce, bazuje obecnie na wynoszącym 1,85 mld zł budżecie. Takiej puli na dopłaty do domowej fotowoltaiki jeszcze nie było.
Kiedy 30 sierpnia 2019 r. ogłaszano nabór do pierwszej edycji „Mojego Prądu”, liczba mikroinstalacji (czyli źródeł energii o mocy nie większej niż 50 kW) w Polsce oscylowała wokół 100 tys., a ich łączna moc wynosiła niecałe 700 MW – wynika z danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE).
Przeczytaj też: Tak „podkręcano” przydomową fotowoltaikę. Tauron podsumował przegląd
Jak szacuje PTPiREE, na koniec stycznia 2025 roku liczba mikroinstalacji była już 15 razy wyższa i przekroczyła 1,547 mln, a ich łączna moc – ponad 12,7 GW (12 700 MW). Kiedy Urząd Regulacji Energetyki podsumowywał rok 2023 (to najświeższe dostępne dane), 98 proc. mikroinstalacji należało do prosumentów (jednocześnie producentów i odbiorców energii elektrycznej). Z kolei 99,9 proc. mikroinstalacji stanowiły panele fotowoltaiczne.
Nie byłoby imponującego wzrostu mocy i liczby prosumentów w ostatnich latach, gdyby nie kolejne odsłony „Mojego Prądu”. Program przechodził liczne modyfikacje. Na początku można było uzyskać dopłaty do własnego źródła energii elektrycznej. Obecnie wspierany jest też zakup pompy ciepła czy magazynu energii.
Fotowoltaiczny boom z ostatnich lat jednak wyraźnie wyhamował, wiele zmieniło się w systemie i rozliczeniach. Może to również czas, aby zreformować „Mój Prąd” albo zastąpić go nowym programem?
Jak zauważa Michał Smoleń, kierownik programu badawczego Energia & Klimat w Fundacji Instrat, moc elektrowni słonecznych i małych instalacji PV w Polsce przekroczyła już 21 GW. Tak duży potencjał oznacza, że gdy są dobre warunki dla fotowoltaiki, brakuje miejsca w systemie na moc ze słońca. Nierynkowe redysponowanie (w uproszczeniu – ograniczenie w odbiorze energii) dotyka na razie największych elektrowni słonecznych, ale odczuwają to także prosumenci. Zwłaszcza ci, którzy rozliczają się w systemie net-billingu i po cenach godzinowych (z czym się to wiąże, przeczytasz w tekstach: Domowa fotowoltaika nadal się opłaca oraz Rząd zachęca prosumentów do taryf dynamicznych).
– Nie da się ukryć, że znaczenie wsparcia fotowoltaiki maleje: ważniejsze są już obecnie elektrownie wiatrowe, magazyny energii, czy modernizacja sieci elektroenergetycznych, a także zmiany w ogrzewnictwie – mówi Smoleń. Dodaje, że „Mój Prąd” już dostosowano do zmieniających się uwarunkowań systemu. Od wnioskodawców decydujących się na domową fotowoltaikę od razu wymaga się instalowania magazynów energii elektrycznej lub ciepła.
– Obecna formuła „Mojego Prądu”, w której wsparcie instalacji PV jest powiązane z magazynem energii elektrycznej lub ciepła, to krok w dobrą stronę. Widoczne są korzyści zarówno dla systemu energetycznego, jak i dla prosumentów. Z jednej strony ograniczamy ryzyko przeciążeń sieci w godzinach popołudniowych szczytów, z drugiej zachęcamy prosumentów do lepszego zarządzania produkowaną energią – mówi Maria Niewitała-Rej, analityczka ds. polityki klimatyczno-energetycznej w Instytucie Reform.
Niewitała-Rej wskazuje, że warto pozostawić „Mój Prąd”, choćby dlatego, że przez lata cieszy się on niesłabnącym zainteresowaniem. – To pokazuje, że Polacy chcą obniżyć rachunki za prąd oraz inwestować w czystą energię. Po wprowadzeniu zapowiadanych modyfikacji do programu „Czyste Powietrze”, „Mój Prąd” pozostanie jedynym ogólnopolskim programem dotacyjnym wspierającym fotowoltaikę – mówi.
Eksperci co do jednego są całkowicie zgodni: przewidywalność takich programów jak „Mój Prąd” jest ich największym atutem, więc zakończenie ich nagle spowodowałoby spadek zaufania i zainteresowania. Przełożyłoby się to choćby na branżę instalacyjną i mniejszy wzrost liczby przyłączeń. Dobrym przykładem są wydarzenia wokół „Czystego Powietrza”, innego wieloletniego programu dla gospodarstw domowych, który nagle został zawieszony. Decyzja o jego wstrzymaniu wywołała konsternację wśród niedoszłych beneficjentów, a kolejni podejdą do niego zapewne z większą rezerwą.
– Czy z dopłat do prosumenckiej fotowoltaiki moglibyśmy powoli rezygnować? Pewnie tak, ale proces ten powinien następować stopniowo – ostre zmiany w systemach dofinansowania przekładają się na cykle gorączkowego rozwoju i spowolnień, które nie służą ani branży instalacyjnej, ani klientom – ocenia Michał Smoleń. Dodaje, że „Mój Prąd” może być traktowany jako program mający na celu przygotowanie wielu gospodarstw domowych na wdrożenie systemu ETS 2.
Mniej zadowoleni beneficjenci programu w swojej krytyce, którą najczęściej można spotkać na forach internetowych i w mediach społecznościowych, skupiają się na tym, że liczyli na zarabianie na produkcji energii elektrycznej. W obowiązującym obecnie systemie opustów (net-metering) takiej możliwości nie ma, ale sposób rozliczania energii oddanej do sieci jest bardzo korzystny (tu przeczytasz o jego szczegółach).
Z kolei net-billing rzeczywiście pozwalał na początku zarabiać. Obecnie, gdy w systemie jest dużo więcej mocy PV, jest pod tym względem o wiele gorzej, ceny są zerowe lub ujemne przy dużej generacji OZE. Problemem jest też zagospodarowanie nadwyżek, bo według przepisów prosumenci nie mogą sprzedawać zmagazynowanej energii elektrycznej.
Przeczytaj też: Polacy pokochali fotowoltaikę. Decydują się na nią częściej od Hiszpanów
– Celem programu „Mój Prąd” nigdy nie był handel energią, ale wsparcie produkcji czystej energii wytworzonej na własne potrzeby. Dołączenie magazynu energii lub ciepła ma jeszcze bardziej zwiększyć efektywność autokonsumpcji, a nie prowadzić do zbudowania systemu rozproszonych źródeł magazynowych – mówi Niewitała-Rej.
Niezależnie od tego, ile pojawia się uwag po kolejnych naborach, jednego „Mojemu Prądowi” nie da się odmówić. Program skierowany bezpośrednio do obywateli dodał do polskiego systemu elektroenergetycznego mnóstwo odnawialnych mocy, które aktywują się zwłaszcza latem.
Jeszcze przed dziesięcioma laty i później sytuacja w systemie była najgorsza właśnie latem. Działo się tak przez spadającą sprawność elektrowni konwencjonalnych w upalne dni, zwłaszcza przy niższych poziomach wody w rzekach. Teraz mamy wręcz klęskę urodzaju, a miliony domów w Polsce są przez kilka godzin dziennie samowystarczalne.
Fot. Markus Winkler on Unsplash