Kraje bałtyckie straszono problemami po odłączeniu od rosyjskiego systemu. Rzeczywiście, ceny energii wzrosły, ale synchronizacja nie ma z tym nic wspólnego – co potwierdzają tamtejsi operatorzy sieci
Litwa, Łotwa i Estonia 8 lutego najpierw odłączyły się od rosyjskiej sieci BRELL, aby zaledwie dzień później przyłączyć się do CESA, systemu energetycznego kontynentalnej Europy. Nastąpiło to ponad 20 lat od akcesji krajów bałtyckich do Unii Europejskiej i stało się symbolicznym końcem ich związków z Rosją. Litwini zaangażowali się w odliczanie do dnia porzucenia BRELL do tego stopnia, że w Wilnie wystawiono specjalny zegar. Wskazywał, ile jeszcze pozostało do synchronizacji z systemem energetycznym UE.
O powodzenie operacji przygotowywanej przez operatorów sieci krajów bałtyckich obawiano się od miesięcy. Przede wszystkim istniały uzasadnione obawy, że przeszkodzić mogą Rosjanie. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Kraje bałtyckie jednak nie na długo miały spokój. Synchronizacja z europejskim systemem stała się okazją do siania dezinformacji jeszcze przed 8 lutego i tuż po „BRELLexicie”. Pożegnanie Kremla, „Goodbye Russia”, sprawiło, że Bałtów przestrzegano przed możliwym wzrostem cen energii elektrycznej. I co najciekawsze, energia faktycznie zdrożała.
Przeczytaj też: Co skrywa plan polskiego operatora na najbliższe lata?
Średnie hurtowe ceny energii elektrycznej na Litwie, Łotwie i w Estonii w 2024 roku kształtowały się w okolicach 85–91 euro za megawatogodzinę (MWh). Tymczasem zaraz po synchronizacji wzrosły z około 120-130 euro/MWh na początku lutego do nawet 269 euro/MWh 15 lutego 2025 r. Obecnie znów stabilizują się w okolicach nieco powyżej 130 euro.
Co zatem wpłynęło na wyższe ceny u Bałtów w połowie lutego? O wszystkim zdecydował przypadek. Rzeczywiście, co przyznają operatorzy w odpowiedziach na pytania Green-news.pl, synchronizacja doprowadziła do pewnych ograniczeń przepustowości połączenia z Polską, linii LitPol Link. Było to połączenie asynchroniczne (Polska i Litwa były w innych obszarach), a obecnie zaczęło działać synchronicznie. Spowodowało to spadek możliwości przesyłowych z 500 MW do 150 MW.
Biuro prasowe Elering AS, estońskiego operatora sieci przesyłowej, wskazuje, że odnotowany ubytek mocy przesyłowych był równy około 7 proc. szczytowego zapotrzebowania na moc wszystkich trzech państw bałtyckich razem wziętych.
„Naszym zdaniem możliwy wpływ (utraty możliwości przesłania 350 MW tym połączeniem – red.) na cenę jest niewielki, w ciągu ostatnich lat handel na tym połączeniu odbywał się dosyć równomiernie w obu kierunkach” – czytam w odpowiedzi.
Elering widzi jeszcze jeden czynnik, który jest związany z synchronizacją i może wpływać na ceny w długim okresie. Chodzi o rezerwy utrzymania częstotliwości, które wspólnie zapewniają bałtyccy operatorzy. W przypadku estońskiego operatora rocznie wiąże się to z wydatkami rzędu 60 mln euro, co może zwiększyć cenę energii elektrycznej o 2–3 proc.
Co więc doprowadziło do chwilowego skoku tuż po synchronizacji? Szereg czynników, choćby wprowadzenie podobnych zmian, jak w Polsce w połowie ubiegłego roku. Bałtowie równocześnie z synchronizacją z krajami UE postanowili zreformować swój rynek bilansujący (to rynek techniczny, na którym operator systemu koryguje różnice między prognozowanym a rzeczywistym zużyciem i produkcją energii, aby utrzymać równowagę systemu). U nas pierwsze miesiące po reformie również obfitowały w wahania cen – obecnie sektor przywyknął do nowego systemu.
W krajach bałtyckich w okresie synchronizacji zawiniła też pogoda. Było zimno i bezwietrznie, co zawsze podbija zapotrzebowanie i ceny energii.
Przeczytaj też: Gazowa zagadka rozwiązana. PGE chce budować w Ostrowie Wlk.
Litewski operator, Litgrid, napisał w odpowiedzi na moje pytania, że właśnie w lutym zanotował najwyższe zapotrzebowanie na energię elektryczną. Jak podaje biuro prasowe, 10 lutego o godz. 10 zapotrzebowanie wynosiło prawie 2150 MW, a elektrownie wiatrowe w kraju pracowały z mocą 12 MW. Dla porównania, w styczniu wiatraki pracowały średnio z mocą 578 MW. Takie same warunki panowały u sąsiadów – nie było od kogo importować prądu.
W takich sytuacjach obowiązuje co prawda zasada „unijnej solidarności”, ale w pierwszej kolejności każde z państw patrzy na własne bezpieczeństwo dostaw. Wówczas zwiększana jest moc dostarczana przez elektrownie cieplne (węglowe, gazowe). To niemal od razu prowadzi do wzrostu cen bieżących. Litgrid zauważa natomiast, że w lutym za część generacji odpowiadały farmy fotowoltaiczne, które pracowały wyjątkowo wydajnie jak na ten miesiąc.
Nie sposób nie wspomnieć też o innym połączeniu, które wcześniej pomagało Bałtom tak jak LitPol Link. To EstLink 2 – podmorski kabel łączący Finlandię z Estonią, który został uszkodzony w grudniu 2024 r. Jego czasowa niedyspozycja również przeszkadza Bałtom w lepszym zarządzaniu pracą systemu.
Fot. fragment materiału przygotowanego na uroczystości związane z synchronizacją Bałtów / YouTube / Komisja Europejska