Stały Komitet Rady Ministrów nie rozstrzygnął przyszłości projektu tzw. ustawy odległościowej. Wygląda jednak na to, że ministerstwom w Polsce skończyły się pomysły, jak sypać piach w tryby tej nowelizacji
Ministerstwo Klimatu i Środowiska, niezależnie od tego, kto sprawuje władzę w Polsce, nie ma szczęścia do wiatraków. Może po ostatnich turbulencjach to się zmieni. Natomiast obraz jest następujący: 9 stycznia na Stałym Komitecie Rady Ministrów rozmawiano o projekcie ustawy wiatrakowej. Jak przyznała w Radio ZET ministerka klimatu Paulina Hennig-Kloska, inne resorty wycofały się z poprawek, które mogłyby wykoleić projekt.
Kolejne spotkanie SKRM w tej sprawie jest zaplanowane na przyszły tydzień. Z deklaracji Hennig-Kloski wynika, że nie ma już punktów spornych między ministerstwami. To samo słyszymy od naszych rozmówców, zostały co najwyżej drobne korekty do naniesienia.
Przeczytaj też: Walka z wiatrakami w wydaniu Trumpa
Prace nad projektem liberalizującym przepisy dla elektrowni wiatrowych (tzw. ustawa odległościowa) nie idą na razie po myśli MKiŚ. Pilotujący postępy wiceminister Miłosz Motyka jak mantrę powtarzał dotąd, że projekt trafi do Sejmu lada moment, do końca 2024 r. Wcześniej zapewniano, że zaraz po wyborach samorządowych, w drugiej połowie roku, uda się pchnąć projekt naprzód. Teraz wiadomo, że nie nastąpi to szybciej niż w styczniu bieżącego roku. A i tego nie można być pewnym, biorąc pod uwagę trudności na etapie rządowym.
Założenia pomysłodawców są proste: chodzi o to, by zlikwidować zasadę 10H niemal całkowicie (już przeszła jedną liberalizację) i dopuścić, aby turbiny wiatrowe powstawały w odległości minimum 500 metrów od zabudowań mieszkalnych. Oczywiście, od tej ogólnej zasady 500 metrów będą odstępstwa. Branża wiatrowa w Polsce upatruje w tym ogromnej zmiany, bo nawet teraz, gdy po spełnieniu określonych warunków możliwe jest stawianie turbin 700 m od terenów mieszkalnych, nadal trudno o znalezienie miejsca pod inwestycję.
Przeczytaj też: Pierwsza wywrotka przy projekcie ustawy odległościowej
Od tygodni pojawiały się uwagi innych resortów, które np. domagały się, aby turbiny powstawały w odpowiedniej odległości od dróg (pomysł Ministerstwa Infrastruktury). Zasadę nazwano roboczo 3H, ponieważ wiatraki miały być lokalizowane w dystansie wynoszącym 3-krotność średnicy wirnika. Ten pomysł nie przeszedł. Podobnie stało się z tym zaproponowanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, by wiatraki były odsunięte co najmniej 1,5 km od zabytków. Jak alarmowało Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, takie rozwiązanie byłoby nawet gorsze od osławionej zasady 10H.
Resorty jednak w błyskawicznie wycofały się ze swoich propozycji. MKiDN zrobiło to tego samego dnia, gdy PSEW nagłośniło uwagi złożone przez ministerstwo.
Fot. Miłosz Motyka / MKiŚ