300 milionów euro może wydać polski rząd na programy osłonowe dla pracowników zamykanych elektrowni na węgiel kamienny i brunatny. To nie pierwsze i nie ostatnie pieniądze dla wysokoemisyjnego sektora, który przechodzi transformację
Zatwierdzone przez Komisję Europejską finansowanie będzie przeznaczone na wsparcie pracowników, którzy stracą pracę w wyniku trwającej w Polsce transformacji. Nasza energetyka nadal w ponad 60 proc. opiera się na spalaniu węgla kamiennego i brunatnego. W najbliższych latach sektor czeka więc przyspieszona transformacja. Wynika to nie tylko z faktu, że węgiel się kończy, a elektrownie są przestarzałe. Na koniec ery węgla wskazuje także ogłoszony właśnie przez Komisję Europejską cel 90-procentowej redukcji emisji CO2 do 2040 roku. Nowe zobowiązania – jeśli staną się europejskim prawem – będą oznaczać dla polskiej energetyki konieczność niemal całkowitej dekarbonizacji.
Przeczytaj także: Emisje CO2 w Europie na poziomie z lat 60. XX wieku. Tak dobrze nie było od czasu lockdownu
Oznacza to zamykanie wielu polskich elektrowni węglowych, którym kończy się albo czas technologicznego życia, albo finansowa „kroplówka” w postaci kontraktu z rynku mocy.
Celowe wsparcie z polskiego budżetu
Z dobrą wiadomością dla pracowników sektora przyjechali ostatnio z Brukseli minister aktywów państwowych Borys Budka i ministra przemysłu Marzena Czarnecka.
Program o wartości 300 mln euro zostanie przeznaczony na wsparcie pracowników, którzy stracą pracę ze względu na nieuniknione zamykanie elektrowni opalanych węglem kamiennym i brunatnym oraz kopalni węgla brunatnego w Polsce. Jest to dowód na to, że Komisja zdecydowanie dąży do transformacji ekologicznej, nie pozostawiając jednocześnie nikogo w tyle – poinformowała Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca KE odpowiedzialna za politykę konkurencji.
Decyzja KE oznacza, że teraz zgodnie z prawem rząd będzie mógł wydać pieniądze w zatwierdzonej wysokości na programy osłonowe. Pieniądze popłyną nie tylko na Śląsk, gdzie działa większość kopalń na węgiel kamienny, ale także do Wielkopolski Wschodniej, w której zlokalizowane są aktywa prywatnego wytwórcy energii – spółki Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin oraz do kompleksu wydobywczo-energetycznego w Turowie, należącego do Polskiej Grupy Energetycznej.
Przeczytaj także: Przyszły rząd składa obietnice. Koalicjanci widzą przyszłość Polski na zielono
Pogram ma być realizowany do lutego 2034 roku, ale Polska ma możliwość wystąpienia o jego przedłużenie. Pracownicy sektora energetyczno-wydobywczego będą mogli skorzystać albo z urlopu energetycznego lub górniczego (w wysokości 80 proc. miesięcznego wynagrodzenia), o ile są przynajmniej cztery lata przed emeryturą, albo wybrać opcję jednorazowej odprawy (w wysokości 12-krotności miesięcznego wynagrodzenia, jeśli nie mają uprawnień do urlopu energetycznego lub górniczego, rozwiążą umowę na mocy porozumienia stron i są zatrudnieni przynajmniej 5 lat u danego pracodawcy.
Szykuje się dogrywka w sprawie polskich kopalni
Nie są to jednak ostatnie pieniądze, które zasilą stojący na węglu polski sektor elektroenergetyczny i krajowe kopalnie. Bruksela nadal nie zatwierdziła dużo większego programu pomocy dla polskiego górnictwa. Zgodnie z ustawą podpisaną w 2022 roku przez prezydenta do nierentownych kopalń miałoby trafić nawet 28,8 mld zł w perspektywie 2031 roku.
Przeczytaj także: Polskie górnictwo produkuje coraz mniej, chętnych na węgiel ubywa. W PGG trwa liczenie strat
Prawdopodobnie więc polskie władze czeka dogrywka w Brukseli. Ze słów minister przemysłu Marzeny Czarneckiej, która formalnie obejmie to stanowisko dopiero z początkiem marca, wynika, że zatwierdzenie leżących w KE wniosków dotyczących wsparcia dla polskiego górnictwa jest najważniejszym priorytetem jej resortu. Zapewniała też, że Ministerstwo Przemysłu będzie respektować postanowienia umowy społecznej z górnikami. Jej głównym założeniem jest funkcjonowanie kopalń do 2049 roku. Z drugiej jednak strony z ostatnich wypowiedzi ministry Czarneckiej wybrzmiewa dość realistyczne podejście do sytuacji. W jej ocenie kopalnie będą funkcjonować „tak długo, jak będą w nich zasoby”.
Dlatego jest niemal pewne, że pieniądze zatwierdzone 5 lutego przez Brukselę nie będą ostatnimi, które wydamy z budżetu na „złagodzenie skutków społecznych” zamykania liczącej obecnie ok 75 tys. osób branży górniczej.
Kroplówka dla górnictwa to już "polska tradycja"
Przypominajmy jednocześnie, że nie będzie to także pierwsza pomoc, którą otrzymał przemysł górniczy. Już w 2010 roku Komisja Europejska zaakceptowała pomoc na pokrycie bieżących strat kopalń. W jego ramach dopuszczalne było udzielanie pomocy na pokrycie tzw. kosztów nadzwyczajnych, ale tylko jeśli wynikały one z zamknięcia kopalni. Pieniędzy z pomocy publicznej nie można było natomiast przeznaczać na modernizację istniejących kopalń lub inwestycje w nowe. Efekty? Polskie górnictwo węgla w latach 2010-2013 dostało 22 mld zł subsydiów (raport Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych), a roczne wsparcie budżetowe i z programów operacyjnych przekraczało miliard złotych. Sięgając jeszcze dalej pamięcią, bo do początków przemian ustrojowych do 2016 roku: do polskiego górnictwa i energetyki węglowej dopłaciliśmy aż 230 mld zł - wskazywał think tank WiseEuropa w raporcie „Ukryty rachunek za węgiel”.
Program pomocowy zatwierdzony w 2010 roku był kilkakrotnie aktualizowany. Jednak wszelkie nasze prośby i wnioski do Brukseli w sprawie wsparcia dla sektora, a także podsumowanie wydatków i ich wpływ na działanie kopalń widać na stronie Ministerstwa Aktywów Państwowych w zakładce Pomoc publiczna. Wnioski można wyciagnąć samemu.
Konieczne nowe podejście
Jedno jest pewne w przypadku brukselskiej dogrywki naszego rządu. Nawet jeśli kolejne, prawie 30 mld zł pomocy publicznej dla polskiego sektora górniczego zyska aprobatę Komisji Europejskiej, to kierunek będzie niezmiennie ten sam. Będą to pieniądze „znaczone” tzn. nie będzie ich można wydać na dowolny cel, a wyłącznie na zatwierdzone przez Brukselę inicjatywy.
Przeczytaj także: Polskie górnictwo idzie w fotowoltaikę. JSW szuka finansowania
Dlatego rząd już teraz powinien o tym pomyśleć. Bo dając gwarancje zatrudnienia górnikom, władze powinny jednocześnie aktywnie kreować projekty dobrowolnych odejść. Ale na tym nie koniec. Tak stworzone projekty należy uzbroić w niezbędne do ich realizacji narzędzia np. wspierając przekwalifikowanie pracowników lub stymulując tworzenia miejsc pracy w segmentach gospodarki, które skorzystają na transformacji energetycznej.
To szczególnie istotne w kontekście zapotrzebowania na specjalistów w segmentach energetyki odnawialnej, a w przyszłości także jądrowej.
Foto: Freepik