Gdyby obecny minister sprawiedliwości miał stawić się pod Somosierrą, dojechałby tam z paromiesięcznym opóźnieniem. Ostatnia konferencja polityka ws. zakazu rejestrowania nowych aut spalinowych w Unii Europejskiej jest na to dowodem
Zbigniew Ziobro przekazał, że skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy unijne regulacje w sprawie ograniczenia od 2035 roku sprzedaży samochodów spalinowych są zgodne z polską ustawą zasadniczą. Krok ten wykonał 20 października.
Data w tej historii jest kluczowa, bo lider Suwerennej Polski podejmuje działania pół roku po tym, jak Rada UE podjęła decyzje w tej sprawie. Jak mogliście przeczytać w marcu br., Polska była jedynym państwem, które zgłosiło sprzeciw wobec przepisów ograniczających emisje CO2 z aut o 100 proc. W praktyce regulacje te oznaczają, że auta sprzedawane od 2035 roku muszą być zeroemisyjne. Nie uda się zatem zarejestrować nowego spalinowego samochodu.
Choć Ziobro miał dużo czasu na reakcję, to idzie do TK dopiero teraz. Jednak na refleksie szachisty ministra nie kończy się kuriozalność tej sytuacji.
Szef Suwerennej Polski wchodzi poniekąd w buty ministerki klimatu Anny Moskwy, ponieważ sprawa nie wchodzi w zakres obowiązków resortu sprawiedliwości. W dodatku to właśnie Anna Moskwa skierowała skargę ws. zakazu rejestracji pojazdów spalinowych bezpośrednio do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jeśli coś ma się wydarzyć w tej kwestii, to właśnie tam.
Przeczytaj też: W sprawie lasów TSUE przyznaje rację polskim ekologom
Szarża Ziobry – przynajmniej tak wynika z jego wypowiedzi – ma być wymierzona w kształtujący się nowy rząd, który ma „wspierać” pomysł ws. zakazu rejestracji nowych spalinówek. Po pierwsze: zakaz to jeden z elementów unijnego pakietu Fit for 55, którego nie wetował polski rząd, ani kierujący nim Mateusz Morawiecki. Po drugie: już po marcowej decyzji UE np. lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wyrażał sprzeciw wobec szybkiej implementacji przepisów. Jeżeli nowy rząd rzeczywiście miałby zamiar coś z tym fantem zrobić, to najbliższym terminem jest 2026 rok – wtedy nastąpić ma rewizja założeń.
Dlatego jeżeli działania szefa Suwerennej Polski przyniosą jakieś rozstrzygnięcia, to co najwyżej na krajowym poletku i to na niewielką skalę. Ewentualnie Ziobro wykorzysta sprawę do podgryzania w opozycyjnych ławach dotychczasowego koalicjanta, czyli Prawa i Sprawiedliwości, a już niemal na pewno – Morawieckiego. Nie pierwszy zresztą raz.
Skierowanie wniosku o niekonstytucyjność unijnych przepisów do TK nie jest w Polsce niczym nowym. W ubiegłych latach Trybunał wydawał orzeczenia, uznając wyższość Konstytucji nad traktatami UE, ale nic z tego nie wynikało. Co najwyżej rozstrzygnięcia TK zaogniały konflikt na linii Warszawa–Bruksela i były wykorzystywane na użytek wewnętrznej polityki. Zresztą, w świetle niesnasek wewnątrz TK i ogólnym rozchybotaniu tego organu w ostatnich miesiącach, wydanie orzeczenia trzeba byłoby traktować w kategoriach cudu.
Przeczytaj także: Strategiczny dokument dla polskiej energetyki zablokowany
Ziobro straszy nadejściem „wielkiej katastrofy” czy nawet „armageddonem”, jeśli unijne zmiany nie zostaną powstrzymane. I twierdzi, że prawo jest po stronie Polski. – Traktaty jasno wskazują, że w sprawach miksu energetycznego państwa muszą podejmować decyzje wspólnie, działać jak jeden mąż. Natomiast w tym wypadku tak się nie stało – oznajmił w piątek.
Kiedy Anna Moskwa zgłaszała skargi do TSUE, podnosiła te same argumenty. Tymczasem jednomyślność nie jest wymagana w sprawach powiązanych z energetyką, z małymi wyjątkami. Więcej na ten temat w tekście Polska będzie skarżyć kolejne elementy pakietu Fit for 55. Anna Moskwa: Nie akceptujemy ETS.
Zbigniew Ziobro nie tylko myli się w tej ocenie, ale też prawdopodobnie dobrze wie, że podobny wniosek i walka w TSUE byłyby bezskuteczne. Polska już raz, w 2018 roku, próbowała użyć tej właśnie argumentacji przed Trybunałem Sprawiedliwości UE i skończyło się klapą. Zapewne dlatego w piątek byliśmy świadkami takiej konferencji i złożenia wniosku do TK.
Ułańskiej fantazji starczyło więc co najwyżej na wielki powrót do mediów. Niewidziany od wyborów minister przypomniał o sobie z niemałym przytupem.