Niektóre z pomysłów z programu Bezpartyjnych Samorządowców w obszarze energetyki są tak nietrafione, że najlepiej będzie, jeśli nie doczekają się realizacji. W programie Samorządowców można znaleźć ciekawe postulaty, ale zdarzają się też nieprawdziwe informacje
Bezpartyjni Samorządowcy są jednym z sześciu komitetów wyborczych, które zarejestrowały listy w całej Polsce. Ruch zainicjowano w 2014 roku i od tego czasu jego przedstawiciele stawiali kolejne kroki w polityce, zaczynając od Dolnego Śląska. Teraz stają w szranki na najwyższym szczeblu: walczą o mandaty w parlamencie (choć w przypadku Senatu nie we wszystkich okręgach). Mimo że przedwyborcze sondaże nie wskazują na to, by w nadchodzącej, X kadencji Sejmu zasiedli w nim przedstawiciele i przedstawicielki Bezpartyjnych Samorządowców, to ich programowi warto przyjrzeć się z jednego, nie do końca oczywistego powodu.
W przeciwieństwie do sprofesjonalizowanych partii politycznych, BS składa się z ludzi samorządu. Gruntowna znajomość problemów na poziomie lokalnym i regionalnym jest ich atutem. Twórcy programu BS dobrze wiedzą, co szwankuje w regionach, nawet jeśli umyka im przy tym szersze spojrzenie na kraj jako całość. Niestety – poza małymi wyjątkami – znajomości rynkowych problemów nie widać w propozycjach dla energetyki. Można za to napotkać uprzedzenia tego środowiska do niektórych rozwiązań.
Przeczytaj też: Wopke Hoekstra oficjalnie następcą Timmermansa
Przykład? Chociaż Bezpartyjni Samorządowcy nie mają nic przeciwko energetyce wiatrowej, to liczą na jej rozwój na morzu, a nie na lądzie. „Należy pamiętać, że lądowa energetyka wiatrowa ma kilka ograniczeń: maksymalna moc pojedynczej turbiny rzadko przekracza 3 do 4 MW, trudno uzyskać akceptację społeczną (zanieczyszczenie hałasem, zniszczenie krajobrazu, negatywny wpływ na otoczenie) i trudno wytypować odpowiednią lokalizację” – czytam.
Takie nastawienie – jak można przypuszczać – wynika zapewne z niekorzystnych doświadczeń samorządowców z wiatrakami. Gdy w Polsce budowano pierwsze farmy wiatrowe, zdarzały się przypadki, że turbiny powstawały zbyt blisko zabudowań. Jeśli jednak chodzi o akceptację społeczną, to wiele zależy od tego, czy region ma doświadczenia z wiatrakami i czy projekty były realizowane poprawnie. Nie da się natomiast jednoznacznie powiedzieć, że obecnie w Polsce trudno o społeczną akceptację dla tej technologii. Argumenty Bezpartyjnych w tej kwestii nie mają zatem pokrycia w faktach.
Energetyka wiatrowa na morzu to zdaniem BS przyszłość. Ugrupowanie ogranicza się jednak do ogólników, zresztą nie zawsze trafionych. Jak czytam w programie, na morzach mają stawać 6-10 megawatowe turbiny. Takie wiatraki stawiano kilka lat temu, moc obecnie sprzedawanych modeli to już kilkanaście megawatów. Np. na Bałtyku staną 15-megawatowe turbiny, które produkuje duński Vestas.
BS chcą „decentralizacji źródeł energii”: część działań miałyby przejąć samorządy, które powinny same oceniać, jakie źródła energii są dla nich najkorzystniejsze i gdzie mogą powstać. Dzięki nowym odnawialnym źródłom energii (OZE) w Polsce zwiększyć ma się też produkcja tzw. zielonego wodoru. W tej kwestii w programie słusznie wskazano, że wodór może być paliwem przyszłości, ale na tym etapie jego składowanie i transport są problematyczne i kosztowne.
Koalicja samorządowców upatruje szansy w energetyce jądrowej, zarówno tej dużej, jak i małej (SMR). Elementy programu dotyczące tego tematu to jednak komunały i raczej krótki opis rozwijanych obecnie technologii niż realny plan na wykorzystanie atomu w energetyce. Jak w wielu innych punktach, wymieniane są te same zalety, jak „zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych” czy „zwiększenie niezależności energetycznej”, powtarzany jest schemat: opis technologii, idące za nią korzyści, możliwe ograniczenia.
W programie znalazł się też postulat, by powstawało więcej magazynów energii. Propozycja słuszna, choćby ze względu na rolę magazynów w nowoczesnym systemie elektroenergetycznym. Bezpartyjni Samorządowcy proponują jednak dosyć awangardowe rozwiązanie: rozwijanie mają być akumulatory piaskowe. Technologie magazynowania energii nie są niczym nowym, ale te z wykorzystaniem piasku – zdecydowanie tak.
W 2022 roku głośno było o tych urządzeniach, bo instalację tego typu uruchomili Finowie. Problem w tym, że Bezpartyjni twierdzą, że da się z niej odzyskać energię elektryczną. Tak nie jest, to jedynie magazyn ciepła (zgromadzonego w rozgrzanym piasku). Zbiornik z piaskiem nagrzewa się jedynie nadwyżkami energii elektrycznej z OZE. Tymczasem „akumulatorom piaskowym” poświęcono praktycznie jeden podrozdział programu. Nie ma słowa o przyszłości węgla czy założeń w zakresie wykorzystania gazu.
Przeczytaj też: Bruksela w końcu bierze się za wiatraki z Chin
Na koniec zostawiłem wątek, który spośród wszystkich dużych komitetów Bezpartyjni Samorządowcy poruszają jako jedyni. Inne komitety albo w ogóle nie podjęły tematu, albo są przeciwne wykorzystaniu drewna w energetyce. BS do jednego worka z OZE wrzucają także drewno (biomasę) i w ich ocenie trzeba z niego korzystać do ogrzewania domów w kraju. Nie doprecyzowano, czy chodzi o tzw. biomasę pierwotną (a więc de facto drzewa) czy też wtórną (resztki np. z przemysłu meblarskiego, przerabiane na pellet etc.).
Nawet pomijając aspekt środowiskowy (spalanie drewna to dalej emisje CO2), pomysł jest kuriozalny. Drewno jest tańsze od oleju czy gazu, ale zużywanie go na cele energetyczne jest kontestowane przez większość ekspertów. To marnowanie drzew, które potrzebują dziesiątek lat, by wyrosnąć.
Koncepcja i tak byłaby skazana na porażkę, bo w Unii Europejskiej odchodzi się od wykorzystywania biomasy. Podsumowując: przy chęciach Bezpartyjnych Samorządowców do tego, by powstawało więcej odnawialnych źródeł w gminach, pomysł, by spalać drewno na cele grzewcze, jest wysoce nietrafiony. Nowe OZE można byłoby wykorzystać np. do zasilania pomp ciepła tanią energią.
Fot. Bezpartyjni Samorządowcy / Facebook