Decyzję w tej sprawie podjął dziś szef rządu
Normy ostrzegania o alarmowym stanie zanieczyszczenia powietrza mamy najwyższe w całej Unii Europejskiej. Alert jest ogłaszany dopiero wtedy, gdy średnie dobowe stężenie pyłu zawieszonego PM10 przekracza 300 mikrogramów na metr sześcienny. Natomiast ostrzeganie zaczyna się przy 200 mikrogramach/m3/dobę. Dla porównania w Czechach, Wielkiej Brytanii czy Węgrzech stan alarmowy jest ogłaszany już przy stężeniu wynoszącym 100 mikrogramów. A nie brak krajów, w których ostrzeżenia są wysyłane gdy stężenie jest jeszcze niższe.
Przeczytaj też: Bolt też chce być zielony
Tak naprawdę dla ludzkiego zdrowia najlepiej byłoby, gdyby pyłów zawieszonych w powietrzu w ogóle nie było. A jeśli już normy są przekroczone, to żeby przynajmniej społeczeństwo było o tym rzetelnie informowane.
Jak donosi kancelaria premiera, Mateusz Morawiecki złożył dziś deklarację, że progi ostrzegania i alarmowania o smogu zostaną zaostrzone. – Zdecydowaliśmy się na obniżenie smogowych norm alarmowych z 300 do 150 mikrogramów. A w następnej kolejności na obniżenie ze 150 na 80 mikrogramów na m3 – powiedział szef rządu.
Przeczytaj też: Program „Czyste powietrze” to fikcja
Czy to dobrze? I tak, i nie. Im większy dostęp do informacji, tym większa świadomość społeczeństwa. W praktyce jednak oznacza to tyle, że alarm smogowy będzie ogłaszany częściej, bo przecież jakość powietrza nie zmienia się w ogóle, a jeśli już, to raczej na gorsze. Program „Czyste powietrze” nie zdołał jak na razie doprowadzić do żadnej jakościowej zmiany. Trwają przymiarki do tego, by zaangażować banki do jego wsparcia. Jednocześnie na w polskich miastach cały czas przybywa używanych, nie spełniających norm emisji samochodów. A to właśnie przydomowe piece i transport są głównymi źródłami tak zwanej niskiej emisji i smogu.