Polska węglem stoi i tak ma zostać. Wystarczy tylko nie przeszkadzać górnikom i ignorować UE. Recepta Konfederacji wydaje się prosta i może pomóc jej zagarnąć elektorat PiS. Gorzej jest, kiedy przyjrzeć się szczegółom propozycji przedstawionych przez Mentzena i jego otoczenie
W ramach przedwyborczego przeglądu przyglądamy się propozycjom Konfederacji, która jako pierwsza z ugrupowań walczących w nadchodzących wyborach przedstawiła swoje plany. Zrobiła to już w czerwcu, prezentując program zatytułowany „Konstytucja wolności”. Dopiero teraz, gdy inne partie też pokazały swoje pomysły, widać, że w porównaniu z rywalami Konfederaci potraktowali propozycje dla energetyki całkiem serio. Czy w swoich diagnozach mają rację i czy ich pomysły da się zrealizować, to już zupełnie inna sprawa.
Na pierwszy plan wybija się węgiel i jego rola w polskim miksie energetycznym – ma być przyszłością. W tej kwestii Konfederacja od lat ma niezmienną opinię, a teraz ustawia się w jeszcze bardziej skrajnej pozycji niż obecny rząd. Już na samym początku rozdziału „Polska pełna energii” zaszyte są krytyka strategii PiS i Suwerennej Polski oraz sygnał do wyborców: Konfederacja obroni węgiel. Jak już pisałem, z górnictwem i konwencjonalną energetyką obecna władza ma problem i gdzie się da, podkreśla, że widzi miejsce dla węgla.
Przeczytaj też: Koalicja Obywatelska i jej program dla energetyki
„W strategii energetycznej realizowanej przez rząd PiS-SuwPol mamy szybko odejść od energetyki opartej na własnych zasobach” – tłumaczy formacja Sławomira Mentzena i wylicza, że w miejsce węglowych elektrowni i elektrociepłowni powstawać mają „źródła pogodowozależne” (chodzi o odnawialną energetykę, OZE) oraz atom i siłownie gazowe. Ma to zakończyć się „uzależnieniem Polski od importu” – zarówno paliw, jak i technologii i komponentów np. dla OZE.
Jeden wątek, tak zwana luka generacyjna, został poruszony bardzo słusznie. Po 2025 roku skończy się mechanizm wsparcia dla elektrowni węglowych, a Polsce może przez to zabraknąć mocy wytwórczych. „Rosnąca ze względu na zamykanie kolejnych bloków węglowych luka generacyjna będzie od 2025 roku zmuszać nasz kraj do jeszcze większego importu prądu oraz surowców z innych państw. Stąd już tylko krok do szantażu energetycznego” – wieszczy Konfederacja.
Formacja w swoich prognozach pomija jednak rolę OZE w przyszłym miksie, które stopniowo „wypychają” konwencjonalną energetykę. Gaz i atom mają być elementami wspierającym pracę całego systemu. Komponenty do OZE rzeczywiście powstają w Azji, ale wiele firm w Polsce i Europie ma zakłady na miejscu, montuje panele czy składa elementy wiatraków na Starym Kontynencie.
Konfederacja twierdzi, że można uczynić energetykę węglową „opłacalną i neutralną dla środowiska”. Podobno wystarczy wola polityczna. Receptą na zwalczenie zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju ma być zwiększenie wydobycia węgla i utrzymanie elektrowni na „czarne złoto”. Zdaniem Konfederacji należały odrzucić unijną politykę klimatyczną i postawić na węgiel, zawieszając jednocześnie system EU ETS (system handlu uprawnieniami do emisji CO2).
Obydwie propozycje skończyłyby się raczej Polexitem. Są też całkowicie sprzeczne z kierunkiem, w jakim Polska zmierza: wydobywamy coraz mniej węgla nie dlatego, że każe tak Unia, tylko pozyskiwanie surowca drożeje, bo trzeba kopać coraz głębiej. Niechętne inwestowaniu w kopalnie i konwencjonalne elektrownie są też banki. Natomiast Konfederacja z racji swojej niechęci do subsydiowania przez państwo różnych przedsięwzięć, nie powinna popierać podtrzymywania budżetowej kroplówki dla sektora górniczego. Chyba że wyprzeda kopalnie i o ich losie zdecyduje wolny rynek.
Wiele z pomysłów Konfederacji się broni, są spójne i na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to niezłe rozwiązania. To np. apel, by w Polsce produkować paliwo jądrowe. Brzmi dobrze? Problem w tym, że uran i tak będzie trzeba importować, więc uzależnienie od innych państw pozostanie. Inna propozycja: „inwestycje w poszukiwania nowych złóż gazu w kraju” i zwiększenie krajowego wydobycia. Próby zrealizowania tego postulatu trwają od lat, ale mimo prowadzonych badań geologicznych nowe, wydajne złoża węglowodorów na terenie kraju nie pojawiają się.
Przeczytaj też: Lewica chce transformować energetykę, ale nie wie jak
Konfederacja wiele oczekuje od geotermii, której rozwój chce wspierać, m.in. poprzez zmiany w prawie. Tak samo jest w przypadku biogazu, mającego pomóc energetyce rozproszonej, czy biomasy. Propozycje opierają się jednak na ogólnikach. Na plus można odnotować chęć wprowadzenia długofalowego planu dla elektrowni wodnych, choć i tu jest haczyk. Sensowności budowy elektrowni szczytowo-pompowych, wydajnych magazynów energii, nikt nie podważa. Konfederacja chce jednak iść krok dalej: budować małe stopnie wodne i zapory na rzekach. Aktualny trend w energetyce jest odwrotny: odchodzi się od takich rozwiązań, między innymi ze względu na coraz częstsze szusze.
Sporo miejsca poświęcono także kwestii „urynkowienia” fotowoltaiki i elektrowni wiatrowych. Skończyć mają się dopłaty i regulacje promujące te źródła energii elektrycznej. „Koniec z ideologicznie dyktowanymi przywilejami dla jednych źródeł energii kosztem innych. Liczy się efektywność i opłacalność” – przekonuje Konfederacja. Diagnoza nie jest może skrajnie błędna, jednak ponownie mamy do czynienia ze zniekształconym obrazem rzeczywistości. Jak mogliście wielokrotnie przeczytać, wiele prywatnych spółek w Polsce inwestuje w OZE, a potem – na rynku i bez żadnych subsydiów – znajduje odbiorców zielonej energii. Bez żadnego dyktatu.
Fot. mat. prasowe Konfederacja