Dotacje z budżetu przed sezonem grzewczym mają pomóc obywatelom. Problem w tym, że pieniądze nie rozwiążą wszystkich problemów
W reakcji na nasilający się kryzys energetyczny rząd podjął szereg działań, by zabezpieczyć gospodarstwa domowe przed nadchodzącym sezonem grzewczym. Po fiasku pierwszego programu rekompensat dla podmiotów sprzedających węgiel (już w momencie jego wejścia w życie pisaliśmy, że przepis pozostanie martwy), zdecydowano się na system dopłat bezpośrednich dla odbiorców.
Dodatek węglowy przysługuje każdemu gospodarstwu domowemu, które do ogrzewania wykorzystuje węgiel lub jego pochodne. Zapomoga ta została już wprowadzona i można o nią wnioskować za pomocą specjalnego formularza, którego wzór udostępnia m.in. Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
W minionym tygodniu Rada Ministrów poszła nie krok, ale nawet o dwa kroki dalej w reagowaniu na wysokie ceny paliw grzewczych. W przyjętej przez rząd ustawie znacznie rozszerzono grupę osób, które mogą wnioskować o dopłaty do ogrzewania (pełna nazwa dokumentu to Ustawa o szczególnych rozwiązaniach w zakresie niektórych źródeł ciepła w związku z sytuacją na rynku paliw). Z jednorazowego dodatku będą mogły skorzystać gospodarstwa domowe, których źródłem ciepła są gaz skroplony (LPG), pellet drzewny, olej opałowy lub drewno kawałkowe.
Przeczytaj też: Polki i Polaków zapytano o to, jak zwalczyć kryzys energetyczny
Na wsparcie będą mogły liczyć też tzw. podmioty wrażliwe (zakłady opieki zdrowotnej, noclegownie, szkoły, uczelnie itp.), które do ogrzewania wykorzystują węgiel i pochodne, pellet, olej opałowy czy gaz. Dodatek będzie jednorazowy i wyliczany na podstawie różnicy opłat za nośniki energii z ostatnich dwóch lat i zakładanych wydatków na nie. W projekcie uwzględniono też rekompensaty dla wytwórców ciepła. Pisaliśmy o tym w tekście Związkowcy ostrzegają rządzących. Ich zdaniem planowany system dopłat zaszkodzi ciepłownictwu.
Poniżej podsumowanie wprowadzonych i planowanych dodatków energetycznych. O tym, dlaczego brakuje tam gazu – później.
Działania obozu władzy skupiają jednak tylko na odbiorcach indywidualnych, tymczasem kryzys energetyczny rozlewa się po całym kraju. Równie mocno, jeśli nie mocniej, uderza także w przedsiębiorstwa i samorządy. Jak dotąd nie podjęto działań, by wspomóc rodzimy biznes. A z końcem sierpnia kolejne duże zakłady produkcyjne zawieszają pracę z powodu wysokich cen gazu. W kondycję firm uderzać zaczyna też inny element kosztów działalności – ceny energii elektrycznej.
W piątek 26 sierpnia notowania kontraktów z dostawą na przyszły rok osiągnęły zawrotny poziom 2547,1 zł/MWh. To sześciokrotnie więcej, niż energia kosztowała na początku bieżącego roku. O wyzwaniach, z jakimi nadchodzącej zimy zmierzą się samorządy, można przeczytać w materiale Samorządy zaczęły kontraktować prąd na przyszły rok. Podwyżki nawet o 400 proc., a to nie koniec.
W odpowiedzi na trudności, o których alarmują samorządowcy, rząd – to drugi z pomysłów zaakceptowanych 23 sierpnia – zamierza przekazać jednostkom samorządu terytorialnego (JST) nowe środki. Chodzi o ponad 13,7 mld zł w postaci dodatkowych środków. Rząd tylko przemilczał, jak będzie wyglądało finansowanie tego programu. Prawie 5,9 mld zł ma pochodzić z dodatkowych dochodów z PIT przekazanych do samorządów. Skąd reszta pieniędzy? Rozwiązanie, które obecnie prezentuje premier Mateusz Morawiecki sprowadza się do tego, że rozwojowa subwencja ogólna dla JST w 2023 roku zostanie pomniejszona o kwotę, która trafi do samorządów przed końcem br., a mowa tu o prawie 7,8 mld zł.
JST będą mogły wydać te pieniądze na różne cele, jednak rząd chce, by dofinansowały głównie kupno energii elektrycznej czy ciepła. Jest jeden warunek: nie mniej niż 15 proc. dodatkowych środków z tytułu PIT samorządy mają zainwestować w energooszczędność czy przedsięwzięcia związane z poprawą wykorzystywania energii elektrycznej. Obydwa projekty – dopłat i wsparcia dla samorządów – po przyjęciu przez rząd trafiły do Sejmu. Będą przedmiotem obrad prawdopodobnie 2 września.
Tylko w ramach trzech opisanych inicjatyw rząd na kryzys energetyczny wyda ponad 35 mld zł. Na dodatek węglowy – 11,5 mld zł, a na planowane dopłaty do innych nośników – 10 mld zł (obydwa programy finansować będzie Fundusz Przeciwdziałania COVID-19).
Na razie jest tylko jedno źródło ciepła, które rząd pomijał w dodatkach – to gaz ziemny. Nie ma tu jednak przypadku, ponieważ to paliwo, jak i energia elektryczna, jest chronione taryfami URE. W ramach Tarczy Antyinflacyjnej gaz objęto też gaz 0-proc. VAT-em. Ciepło sieciowe i energia elektryczna mają obniżony VAT do 5 proc., wprowadzono też dodatki osłonowe.
Wszystko powyższe to tylko i aż – pieniądze. Rząd w tej chwili skupił się na zasilaniu portfeli Polaków i Polek – robił to najpierw w reakcji na inflację, teraz przed kryzysem energetycznym. Kłopot z takimi działaniami jest taki, że najwidoczniej obóz władzy uznał, że pieniądze rozwiążą większość problemów. A jak pokazują wydarzenia ostatnich tygodni – tak nie jest.
Przeczytaj też: Hiszpanie już oszczędzają. W Polsce na razie zryw na zakup węgla
Tego samego dnia, gdy rząd ogłaszał kolejne zapomogi, Polska Grupa Górnicza zdecydowała, że zaostrza limity dla klientów. Dotychczas jednorazowo można było kupić 5 ton węgla, po zmianach – 3 tony. PGG podsumowała też pod koniec sierpnia, że od początku roku za pośrednictwem e-sklepu sprzedała 800 tys. ton węgla. Tymczasem z różnych szacunków wynika, że roczne zużycie tego paliwa przez gospodarstwa domowe to nawet 10 mln ton rocznie. Jeszcze w lipcu szumnie ogłaszano przybycie każdego kontenerowca z zagranicznym węglem do Polski. W sierpniu o podobnych wydarzeniach było jakoś ciszej.
W przypadku węgla może być trochę tak jak z zakupami w PRL-u – co z tego, że ktoś ma pieniądze, skoro na półkach jest pusto? W obecnej sytuacji aż prosi się – i coraz częściej pojawiają się takie apele – by zacząć wdrażać programy oszczędnościowe w ramach przygotowań do zimy.
Fot. KPRM