Zmiany na rynku energii wskazują, że krajowe zapotrzebowanie na węgiel za 20 lat będzie zerowe. Tymczasem niektóre kopalnie miałyby pracować dłużej
Końcówka ubiegłego tygodnia przyniosła od dawna wyczekiwany pakt między górniczymi związkami a rządem, który reprezentowało Ministerstwo Aktywów Państwowych. Przypieczętowano zamknięcie nierentownej od lat Polskiej Grupy Górniczej. Problemem jest jednak termin, w którym miałoby to nastąpić, a mianowicie 2049 rok.
Przeczytaj też: Fotowoltaika i wiatraki cenowo nokautują węgiel
Pierwszy raz w historii kraju mamy więc zgodę, że górnictwo musi przestać obciążać polską gospodarkę. Jednak szczegóły podpisanego w Katowicach dokumentu budzą więcej pytań niż dają odpowiedzi.
Już dziś bez żadnych zapowiadanych w porozumieniu analiz wiadomo, że PGG jako całość fedruje straty i rozkładanie sytuacji poszczególnych zakładów wydobywczych na czynniki pierwsze tej sytuacji nie zmieni: spółka jest w stanie finansowej zapaści. Zarząd spółki co jakiś czas musi „zbierać” pieniądze na wypłaty dla pracowników. Nie ma więc sensu obiecywać dziś górnikom, że wszyscy zatrudnieni pod ziemią lub w zakładach przeróbczych z pewnością będą pracować w górnictwie do emerytury.
Najdłużej działać mają kopalnie Rybnickiego Okręgu Węglowego. Produkcja węgla w kopalni Rydułtowy będzie prowadzona do 2043 roku, kopalni Marcel do 2046 roku, a kopalni Chwałowice i Jankowice do 2049 roku. To chyba jednak tylko pobożne życzenia, bo zmiany na rynku energii wskazują, że krajowe zapotrzebowanie na węgiel za 20 lat wyniesie okrągłe zero ton.
Rządowe porozumienie z górniczymi związkowcami zakłada jednocześnie, że do 15 grudnia br. zostanie opracowana umowa społeczna regulująca funkcjonowanie sektora górnictwa węgla kamiennego. Określi ona m.in. mechanizm finansowania górnictwa. Dopiero z tymi dokumentami rząd ma jechać do Brukseli i poprosić o zgodę na mechanizm wsparcia.
– Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby Komisja Europejska przy tak dużym porozumieniu społecznym, przy zgodzie społecznej na likwidację górnictwa, powiedziała „nie”. Zakładam, że podobnie jak w Niemczech, w Polsce będzie też to możliwe – powiedział w Tok FM Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych, pełnomocnik rządu ds. transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego.
Trzeba przy tym pamiętać, że unijne przepisy pozwalają dopłacać z budżetu wyłącznie do zamykania kopalń, nigdy do przedłużania ich lat pracy. Dla Polski żadnych ustępstw w tej sprawie nie będzie, zwłaszcza że jednocześnie nasz kraj liczy na solidny zastrzyk gotówki z unijnego budżetu na lata 2021-2028. Z niej zaś co najmniej 25 proc. środków idzie na walkę ze zmianami klimatu, jednocześnie wszystkie kierunki rozwoju mają być zgodne z celem redukcji CO2.
Przeczytaj też: Zygmunt Solorz-Żak żegna się z węglem
Podsumowując, Polska chce od Brukseli pieniędzy na transformację energetyczną, czyli m.in. na zamykanie kopalń i zagospodarowanie terenów pogórniczych. Jednocześnie zaś otwiera nowy front, czyli będzie pytać UE o zgodę na utrzymywanie niektórych kopalni przy przy życiu aż do 2049 roku.
Chyba że całe to podpisane ze związkowcami porozumienie od samego początku nie miało mieć większej logiki i po prostu PGG jest przygotowywana do zamknięcia, bo i tak nie ma pieniędzy na jej dalsze dofinansowywanie. Wtedy faktycznie ma to sens.