Ostatnie wydarzenia za naszą zachodnią granicą wskazują, jakoby Berlin wykonywał krok wstecz i porzucał niskoemisyjne budownictwo. Tak do końca nie jest
Wicekanclerz i minister gospodarki Niemiec Robert Habeck ogłosił, że rząd federalny zamierza zrezygnować z tzw. normy EH 40 w sprawie budynków, która miała zacząć obowiązywać od 2024 roku. Jej nazwa wzięła się od słowa EffizienzHaus (EH, efektywny dom), a liczba 40 to wskaźnik efektywności energetycznej. Zgodnie z planowaną normą nowe budynki w Niemczech miały zużywać tylko 40 proc. energii, jakiej potrzebują standardowe obiekty.
Warto zaznaczyć, że u zachodnich sąsiadów już obowiązuje podobna norma – EH 55 (czyli nowe budynki muszą zużywać maksymalnie 55 proc. energii w porównaniu z referencyjnym domem).
Przeczytaj też: Warszawa kończy z węglem. 1 października sądnym dniem
Habeck tłumaczył, że rezygnacja z EH 40 jest podyktowana trudną sytuacją sektora budowlanego w kraju oraz brakiem nowych mieszkań. Wyśrubowane normy tylko pogorszyłoby ten stan. – Nie ma potrzeby wprowadzania nowego standardu w pośpiechu. To może poczekać i nie ma sensu, by nastąpiło to przed wejściem w życie dyrektywy UE w sprawie budynków – mówił wicekanclerz. Nawiązał tym samym do dyrektywy EPBD, która określa zasady dla budynków w UE. Od 2028 roku wszystkie nowe budynki mają być zeroemisyjne, a jeżeli są to obiekty użytku publicznego – to od 2026 r.
Więcej o dyrektywie EPBD przeczytasz w tekście Przez Europę przejdzie fala renowacji. Od 2028 roku wszystkie nowe budynki mają być zeroemisyjne. Przepisy nie zostały jeszcze zatwierdzone, ale niewiele wskazuje na to, by coś stanęło im na drodze. Możliwe natomiast, że zostaną wprowadzone drobne modyfikacje czy wyłączenia dla niektórych państw członkowskich.
Niemiecki rząd poprzez poluzowanie norm chce pobudzić koniunkturę w sektorze budowlanym. Ogłosił też 14-punktowy plan pomocowy dla branży. Zakłada on 45 mld euro nakładów do 2027 roku, dzięki czemu rocznie do użytku oddawanych ma być 400 tys. nowych mieszkań. Szeroko opisywały ten plan gazety nad Łabą, a ich obserwacje zebrała polska wersja serwisu Deutsche Welle, można się z nimi zapoznać tutaj.
Budowlanka w Niemczech apelowała od dawna, by standardy dla nowych domów nie były zmieniane. Zamiast tego proponowała wystartowanie z falą renowacji istniejących już budynków, by poprawić ich efektywność energetyczną. Najwidoczniej apele zostały wysłuchane, bo cele klimatyczne w budownictwie Robert Habeck chce osiągać m.in. poprzez wsparcie termomodernizacji oraz wymianę źródeł ciepła na bardziej przyjazne dla klimatu i środowiska, czyli np. na pompy ciepła.
Przeczytaj też: Atomowe przyspieszenie przed wyborami. Jest decyzja środowiskowa
W Polsce pojawiły się mocno upraszczające tę sprawę komentarze, jakoby Niemcy wycofywali się z wymagań klimatycznych (takie tezy stawiał w serwisie X/Twitter lider Konfederacji Sławomir Mentzen). Tymczasem zachodni sąsiad Polski pozostaje przy planach dekarbonizacji budownictwa, dalej zamierza realizować cele ustalone na szczeblu unijnym. Rezygnuje z własnych, krajowych przepisów. Jest to krok podobny do tego, jaki podejmuje rząd Wielkiej Brytanii. Tamtejszy premier Rishi Sunak poluzował cele neutralności klimatycznej, ale choć spowalnia tempo, to z „zielonej” drogi nie schodzi.
Działacze klimatyczni są tymczasem wyraźnie niezadowoleni z obrotu spraw w Niemczech. Jak relacjonuje portal Clean Energy Wire, organizacje proekologiczne ogłosiły, że decyzja ws. EH 40 to „śmiertelny cios” i „kpina”.