Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Zielona strategia PGE zmiecie prezesa? Resort aktywów się odcina, związkowcy grzmią

Czy pozytywnie oceniana przez rynek i ekspertów aktualizacja planów Polskiej Grupy Energetycznej może kosztować jej prezesa posadę? Według doniesień mediów lada dzień Wojciech Dąbrowski straci stanowisko

W piątek media obiegła dość niespodziewana informacja, że prezes Polskiej Grupy Energetycznej Wojciech Dąbrowski zostanie odwołany. Jako pierwszy takie doniesienia opublikował portal Gazeta.pl, później podobne ustalenia podała „Rzeczpospolita”. Jacek Gądek z Gazeta.pl opisuje, że decyzję w tej sprawie podjął wicepremier i szef PiS Jarosław Kaczyński.

Bezpośrednią przyczyną ma być ogłoszona w tym tygodniu aktualizacja strategii PGE, szczególnie jej część poświęcona planom odejścia od węgla w 2030 roku. Działania spółki sprawiły, że – jak pisze Gądek – PGE „mogła puścić kampanię PiS z dymem”. Kluczowe decyzje w sprawie losów prezesa grupy mają zapaść w poniedziałek 4 września, gdy zbierze się rada nadzorcza PGE. Media zgodnie wskazują, że następczynią Dąbrowskiego zostanie najpewniej Wanda Buk, dotychczas wiceprezeska PGE.

Przeczytaj też: Rekordowa produkcja „zielonej” energii elektrycznej w UE

Sytuacja jest kuriozalna na wielu płaszczyznach, jednak żeby zrozumieć, co mogło wydarzyć się za kulisami, trzeba prześledzić wydarzenia ostatnich dni. We wtorek 29 sierpnia PGE zaprezentowała nową strategię na najbliższe lata. Wyraźnie stawia w niej na zieloną transformację i więcej odnawialnych źródeł energii.

Wśród licznych planów grupy na pierwszy plan wybił się zamysł porzucenia węgla w energetyce i ciepłownictwie PGE już w 2030 roku. Plan ten jest naturalną konsekwencją niedawnych decyzji rządu: budowana przez państwo Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego ma przejąć węglowe aktywa spółek Skarbu Państwa. Również PGE w niedalekiej przyszłości odda elektrownie na węgiel do NABE, a bez nich łatwiej pozyska fundusze na dekarbonizację elektrociepłowni czy inwestycje w OZE. Strategia dekarbonizacji nie obejmuje natomiast sprzedaży energii elektrycznej, grupa nie zamierza ograniczać handlu prądem z węgla.

Podsumowując, PGE chce „zazielenić” źródła wytwarzania energii elektrycznej, ale jej spółka obrotu może dalej skupować prąd wytworzony z węgla przez NABE. Ruch grupy energetycznej został pozytywnie odebrany przez rynek i branżę, jako naturalna konsekwencja pozbycia się aktywów węglowych.

Pierwszy sygnał, że od strony komunikacyjnej coś poszło nie tak, wyszedł z Ministerstwa Aktywów Państwowych, które nadzoruje PGE. W środę MAP opublikowało oświadczenie, w którym zaznaczyło, że według planów rządu Polska odejdzie od węgla w 2049 roku i plany PGE niczego w tej materii nie zmieniają. Ogłoszono przy tym, że MAP oczekuje od spółek energetycznych realizowania założeń polityki energetycznej rządu.

Wyjaśnienia ministerstwa są niezrozumiałe: w końcu to ono ma pełną kontrolę nad PGE. W zarządzie i radzie nadzorczej spółki (które podejmowały decyzje o aktualizacji strategii) zasiadają osoby nominowane przez resort. Na prezentacji strategii obecni byli m.in. wiceministrowie z MAP: Karol Rabenda, Piotr Pyzik i Marek Wesoły (oddelegowany do rozmów z górnikami).

Przeczytaj też: Wyłączenia OZE mogą nas słono kosztować

Ruch MAP nabrał większego sensu w czwartek, gdy związek zawodowy „Sierpień 80” wystosował do premiera Mateusza Morawieckiego list, w którym krytykuje działania Dąbrowskiego i PGE oraz żąda natychmiastowych wyjaśnień. Związkowcy napisali, że prezes spółki „nie krył zadowolenia”, gdy opowiadał o odejściu od węgla.

„Te skandaliczne i bezmyślne wypowiedzi wywołały niepokój i złość na Śląsku” – napisali, dopytując, jak mają się deklaracje Dąbrowskiego do podpisanej ze związkowcami umowy ws. odejścia od węgla i kto w takim razie kupi surowiec z polskich kopalń. Węgiel kupować będą elektrownie NABE, co umknęło związkowcom, ale nie przeszkodziło w pójściu na noże z PGE.

Na tę chwilę to właśnie zamieszanie w odbiorze tego, co konkretnie PGE planuje, jest najbardziej prawdopodobnym powodem ewentualnego odwołania Wojciecha Dąbrowskiego. Właśnie takie wątpliwości, nieporozumienia i niezrozumienie sytuacji mogły być szkodliwe dla partii rządzącej przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. Polską polityką rządzi też przypadek, a ten zagrał na niekorzyść PiS. Ostatnia przedwyborcza konwencja partii jest zaplanowana w katowickim Spodku w centrum Śląska. Związkowcy wcale nie musieliby dojeżdżać do Warszawy, żeby wyłożyć swoje racje i oczekiwania rządzącym.

To, że jest to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie, nie oznacza, że musi być jedyne. W branży huczy od plotek, że tak naprawdę sprawa ma drugie dno. Przeciwnicy polityczni szefa MAP Jacka Sasina (a Dąbrowskiego uważa się za jego człowieka) mieli po prostu wykorzystać sytuację, by utrącić prezesa PGE, skoro nadarzyła się ku temu okazja.

KATEGORIA
TRANSFORMACJA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies