Ich dni na europejskich drogach są policzone, a przyszłość motoryzacji należy do zeroemisyjnych napędów elektrycznych
O samochodach z silnikami diesla w ostatnich latach było głośno już wiele razy, rzadko kiedy w pozytywnym kontekście. W 2015 roku wybuchła tzw. afera dieselgate. Ujawniono, że najwięksi producenci samochodów zaniżają dane o emisji szkodliwych substancji. To był w zasadzie koniec dobrej passy. Jeszcze w 2011 roku udział diesli w sprzedaży na terenie UE wynosił 55 proc., a już w 2018 r. spadł do 36 proc., a to wyraźnie nie koniec spadków. Kolejne europejskie państwa i miasta deklarują zakaz sprzedaży lub wjazdu diesli do wydzielonych stref. Wydaje się, że jesteśmy świadkami zmierzchu tej technologii.
Przeczytaj też: Dopłaty do „elektryków" dla firm wyższe niż dla Kowalskich
Pierwszy silnik diesla ważył 4,5 tony. Ze względu na rozmiary był początkowo montowany jedynie w fabrykach, na statkach oraz pociągach. Ale wynalazek niemieckiego inżyniera Rudolfa Diesla był wówczas najbardziej efektywny na rynku – jego sprawność wynosiła 26 proc., czyli dwa razy więcej niż silników parowych, będących wówczas w powszechnym użyciu. Sektor motoryzacyjny długo nie mógł opanować zastosowania silnika wysokoprężnego na szeroką skalę. O ile w samochodach ciężarowych był powszechnie stosowany już w latach 40-tych XX. w, to wśród samochodów osobowych jeszcze do lat 90-tych silnik benzynowy miał znaczącą przewagę.
Główną zaletą silnika diesla jest mniejsze zużycie paliwa – spala średnio o 30 proc. mniej niż silnik benzynowy. Z kolei wadą jest wyższa cena oraz emisja zanieczyszczeń innych niż CO2. Przełomem pozwalającym na upowszechnienie się tego napędu w autach osobowych był rozwój technologii turbodoładowania z bezpośrednim wtryskiem (TDI) w latach 90-tych. Dzięki tej technologii zniknęła największa wada diesla, które wcześniej odstraszała nabywców: mała moc silnika.
Jednocześnie wraz z postępem technologicznym i wzrostem popularności samochodów z silnikiem diesla Unia Europejska zaczęła realizować politykę redukcji emisji gazów cieplarnianych. Oszczędny diesel wydawał się idealną technologią, która umożliwi redukcję emisji w transporcie osobowym.
Wadą pozostała jednak wysoka emisja zanieczyszczeń, przede wszystkim rakotwórczych tlenków azotu (NOx). Właśnie ze względu na emisje NOx europejskie diesle przez lata nie były dopuszczane do sprzedaży w USA. Z czasem inżynierowie poradzili sobie z tymi ograniczeniami m.in. dzięki wprowadzeniu filtra cząstek stałych. Udało im się osiągnąć normy w zakresie emisji pyłów, a katalizatory SRC zmniejszyły emisję NOx. Dobrą passę diesli przerwała tzw. Afera Volskwagena. We wrześniu 2015 roku amerykańska Agencja Ochrony Środowiska ujawniła, że koncern wyposażał swoje samochody w oprogramowanie, które manipulowało pracą silnika podczas testów emisji, podczas gdy w warunkach normalnej jazdy produkowały one o wiele więcej szkodliwych spalin niż deklarował producent. Finansowe skutki afery były relatywnie małe – Volskwagen musiał wypłacić grzywny i odszkodowania w wysokości ok. 20 mld USD (zysk operacyjny w 2018 roku wyniósł 17,1 mld euro). Afera zachwiała jednak zaufaniem konsumentów. Opinia publiczna w Europie i USA wyczuliła się na negatywne efekty środowiskowe samochodów, w efekcie czego spadła sprzedaż diesli i wzrosło poparcie dla całkowitej rezygnacji z tej technologii w wielu krajach.
Branża motoryzacyjna twierdzi, że silnik diesla ma przed sobą jeszcze dobre perspektywy. Producenci deklarują, że ich najnowsze silniki bez problemu spełniają normę emisji Euro 6. Równocześnie rozwój biopaliw i paliw syntetycznych ma pozwolić w przyszłości na dalsze redukcje emisji CO2 z samochodów z silnikami diesla. Z drugiej strony raporty niezależnych instytucji jak np. Międzynarodowej Rady Czystego Transportu (ICCT) mówią, że 91 proc. samochodów z silnikami diesla przekracza najnowsze normy Euro 6. Nawet w Niemczech – kolebce silnika diesla – ze względu na wysoką emisję tlenków azotu dla pojazdów z tym napędem zamykane są centra miast.
Przeczytaj też: Do miliona aut elektrycznych wciąż strasznie daleko
Efekty środowiskowe i zdrowotne diesla są bardzo trudne do naprawienia, a postęp technologiczny dla tych napędów doszedł już do ściany. Aby sprostać wymogom środowiskowym, silnik i system oczyszczania spalin stają się coraz bardziej skomplikowane, więc również i droższe w produkcji i bieżącym użytkowaniu. Samochody z silnikami diesla mają też ograniczony dostęp do największych rynków motoryzacyjnych i przez to trudniej im osiągnąć efekt skali w produkcji.
Podczas gdy samochody elektryczne rozwijają się na całym świecie, to samochody osobowe z silnikiem diesla są w 70 proc. zależne od rynku europejskiego, a na największych rynkach amerykańskim i chińskim są praktycznie nieobecne. Ponadto megatrendy pchają transport w kierunku zerowej emisji i neutralności klimatycznej. Mieszkańcy miast oczekują czystego powietrza i obniżonego poziomu hałasu, co najłatwiej jest osiągnąć stosując napędy zeroemisyjne.
Oczywiście diesle nie znikną z naszych dróg od razu, m.in. ze względu na obecną strukturę rynku motoryzacyjnego (obecnie ok. 40 proc. samochodów osobowych w UE to diesle), ale ich dni na europejskich drogach są policzone. Spadkowy trend w sprzedaży diesli jest nie do zatrzymania, a przyszłość motoryzacji należy do zeroemisyjnych napędów elektrycznych.