Jeśli chcemy czystego środowiska, powinniśmy umieć też obchodzić się z odpadami. Spalanie to nie jest jedyna forma ich zagospodarowania – mówi w rozmowie z green-news.pl wiceprezes Mo-Bruku Wiktor Mokrzycki
Mo-Bruk jest z branży, o której na co dzień rzadko się rozmawia, ale jeśli jest o niej głośno, to już na cały kraj. Gospodarka odpadami i ich spalanie mają w Polsce kiepski PR.
Wiktor Mokrzycki, wiceprezes Mo-Bruk ds. handlowych: Rzeczywiście, problem akceptacji społecznej dla spalarni odpadów istnieje, ale nie tylko w Polsce. Dotyczy to całego świata. Większość ludzi co prawda widzi potrzebę budowania spalarni, by odpady zutylizować i nie dać im zalegać na wysypiskach. Zawsze jednak chodzi o to, by zakład nie powstał blisko miejsca, w którym się samemu mieszka.
Spalanie odpadów ma generalnie złą sławę. A przecież zielone państwa skandynawskie mocno na nie stawiają. Niemcy mają prawie 80 spalarni, tymczasem w Polsce jest ich kilkanaście.
Spalanie odpadów w przeznaczonych do tego typu zakładach to nie to samo, co palenie śmieci w kominku czy piecu, ale skojarzenia są bardzo zbliżone.
Zdajemy sobie sprawę z tego, jaki może być odbiór naszej działalności. Dlatego najpierw trzeba edukować, pokazywać, że profesjonalny zakład spalania odpadów nie ma nic wspólnego z wrzucaniem śmieci do domowego kopciucha. Zresztą spalanie odpadów w domu to najgorsze, co można zrobić. Kotły, niezależnie której klasy, nie mają żadnych filtrów i nie są przystosowane do palenia śmieci.
A czy w ogóle spalenie śmieci w spalarni to najlepsze, co można z nimi zrobić?
Proszę sobie zadać pytanie, czy lepiej odpady spalić i wykorzystać je do produkcji energii, jeśli się do tego nadają, czy też deponować je na składowiskach albo co gorsze nielegalnie w żwirowniach, czy w innych miejscach. Jeśli chcemy czystego środowiska, powinniśmy umieć też obchodzić się z odpadami.
Spalarnie, także nasze, pracują w trybie ciągłym, podobnie jak elektrownie węglowe. Jesteśmy zobowiązani do korzystania z filtrów, systemów oczyszczania spalin, by wyłapywać szkodliwe substancje i nie uwalniać ich do atmosfery. Nie wiem, czy są branże tak dokładnie prześwietlane pod kątem stosowania norm, jak nasza. Zresztą spalanie nie jest jedyną formą zagospodarowania odpadów.
Co w takim razie z nimi robicie, poza spalaniem oczywiście?
W Mo-Bruku zajmujemy się przede wszystkim odpadami przemysłowymi, głównie niebezpiecznymi. To dlatego wspominałem, że nie wszystkie da się składować. Fabryki samochodów, mebli, przemysł drukarski, większość z nich wytwarza odpady niebezpieczne. Są to różnego rodzaju kleje, szkliwa, rozpuszczalniki, tusze, farby, lakiery, etc. Przetwarzamy je na trzy sposoby. Ogólne odpady palne przetwarzamy na paliwa alternatywne, z których korzystają potem np. cementownie. Te niebezpieczne, np. medyczne, wykorzystujemy w celach energetycznych, spalamy je, a ciepło wykorzystujemy na swoje potrzeby czy sprzedajemy do rafinerii.
Najciekawsze są moim zdaniem odpady nieorganiczne, jak popioły, odpady z obróbki metali, ziemia zanieczyszczona metalami ciężkimi – poddajemy je procesowi zestalania i stabilizacji. To nasza opatentowana technologia, dzięki której w dwóch zakładach w Polsce zamieniamy odpady w bezpieczne dla środowiska kruszywo syntetyczne. Substancje niebezpieczne „zamykamy” w formie nierozpuszczalnej, stają się wtedy obojętne dla środowiska.
Kto najczęściej korzysta z waszych usług?
Nasi główni klienci to przedsiębiorstwa z szeroko rozumianego przemysłu. Z naszych usług korzystają też pośrednicy, którzy zajmują się zbieraniem odpadów, ale nie mają jak sami ich przetworzyć. Magazynują odpady odbierane z firm, a gdy mają ich wystarczająco dużo – przywożą do nas. Trzecia grupa klientów Mo-Bruku to samorządy. Importujemy również odpady z Niemiec, Włoch czy Grecji i przetwarzamy na miejscu. To już zupełnie inny poziom skomplikowania całego procesu, bo trzeba spełnić wiele norm, by sprowadzić je do kraju.
Jak odpady, które opisuje pan jako niebezpieczne, trafiają do Polski? Mo-Bruk zapewnia transport?
Nie, mamy niewielki dział logistyki. To klienci dowożą odpady. My je odbieramy, przetwarzamy i ewentualnie przekazujemy dalej uzyskane po przeróbce produkty, jak kruszywo sztuczne. Jednak i w tym wypadku – rzadko zajmujemy się transportem.
Wasza działalność wiąże się jednak z emisją zanieczyszczeń, nawet jeśli w porównaniu z konwencjonalną energetyką czy ciepłownictwem jest ona o wiele niższa. Jak bronicie się przed krytyką?
Każdego dnia usuwamy około tysiąca ton odpadów i robimy to w sposób, który przyczynia się do poprawy jakości środowiska. Odpady nigdzie nie leżą, a w dodatku można z nich skorzystać ponownie po przetworzeniu. Później paliwa alternatywne mogą zastąpić węgiel w produkcji energii itd. To kolejny sposób na to, by oszczędzać surowce naturalne. Tak powinna wyglądać gospodarka obiegu zamkniętego w przypadku odpadów.
To m.in. dlatego spalarnie odpadów są zwolnione z unijnych opłat za emisję CO2. Nawet jeśli przy spalaniu pojawiają się emisje, to większą korzyścią jest usunięcie ze środowiska odpadów i wykorzystanie ich w celach energetycznych, niż ich pozostawienie na składowisku. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne są kwestie klimatyczne, dlatego planujemy publikację raportu ESG, który pokaże nasze działania na rzecz ograniczania emisji, nie tylko CO2, ale i innych szkodliwych dla środowiska substancji.
Wspomniał pan o paliwie alternatywnym – może pan ten wątek rozwinąć? Chodzi o ogólnie rozumiane RDF (refuse derived fuel)?
Paliwo to powstaje w ten sposób, że od odpadów takich jak drewno, papier, tworzywa sztuczne itd. oddziela się frakcje niepożądane, czyli mineralne, w tym wypadku metale czy PCV. Po osuszeniu i wcześniejszym rozdrobnieniu taka mieszanka jest pełnoprawnym nośnikiem energii, czyli paliwem alternatywnym RDF. W Polsce korzystają z niego cementownie, a w Europie także elektrownie i ciepłownie. Zastępuje węgiel jako paliwo opałowe.
Kto może być najbardziej zainteresowany wykorzystaniem tej technologii?
Na wykorzystaniu paliw alternatywnych najbardziej skorzystać mogą samorządy. To one mają dostęp do największej ilości odpadów, śmieci, a także nimi zarządzają. Są też nierzadko właścicielami lub mają wpływ na lokalne elektrociepłownie. Wystarczyłoby połączyć te dwa segmenty i samorządy rozwiązałyby na lata wiele swoich problemów: od obniżenia kosztów energii i gospodarki odpadami po tak prozaiczne, jak zmniejszenie liczby składowisk śmieci.
Jednak nie wszystkie ciepłownie czy elektrownie są przygotowane do korzystania z RDF.
W tej chwili w Polsce jest tylko jedna taka instalacja, która na co dzień wykorzystuje paliwa alternatywne, to Elektrociepłownia Fortum w Zabrzu. Robią to też cementownie i są sygnały, że może powstać więcej kotłów na RDF. Niedawno Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej uruchomił dotacje przeznaczone dla gmin, powiatów, na dostosowanie pieców do spalania paliw alternatywnych. Wiele będzie zależało od odwagi samorządów. Taka ciekawostka: po 2014 roku Ukraina miała problem z węglem, zaczęto szukać alternatyw i zdecydowano się na RDF. Pozwolono na spalanie paliw alternatywnych w elektrociepłowniach i wiem, że są rozmowy o tym, by z Polski wysyłać RDF właśnie Ukrainie. Jest wiele możliwości.
Czyli bliżej panu do RDF niż choćby lansowanych przez wiceministra Kowalskiego bel słomy, a właściwie biomasy? Promuje ostatnio takie paliwo.
Unikałbym porównań, z wielu powodów. Trzeba się zastanowić, czy emisje CO2 w takich wypadkach liczy się w rzeczywistości, czy też w arkuszu kalkulacyjnym. Biomasa była zawsze łagodniej traktowana w tego typu wyliczeniach, dlatego postawiłbym znak zapytania nad tym, czy jest aż tak ekologiczna.
Czy nowoczesne spalarnie mogą być remedium na różne bolączki polskiej energetyki?
Na pewno rekomendowałbym takie rozwiązanie, jestem jego zwolennikiem, choć wymagałoby sporych nakładów finansowych i zmiany myślenia o gospodarowaniu odpadami. Są przecież w Polsce spalarnie, które palą zmieszane odpady komunalne – stąd może te częste złe skojarzenia. Nie jest to dobry kierunek, w tę stronę nie należy iść. Po co wrzucać do pieca frakcje mineralne czy złom?
Mo-Bruk jest w stanie zapewnić sobie coś na kształt niezależności energetycznej? Rekomenduje pan powtórne wykorzystanie odpadów właśnie na cele energetyczne, brzmi jak przepis na niskie rachunki za prąd.
Aż tak pięknie nie jest. W tej chwili kupujemy, jak inni, energię na rynku, ale do tej niezależności dążymy. Rozpoczęliśmy instalację paneli fotowoltaicznych na dachach naszych zakładów, a w niedalekiej przyszłości zaczniemy w pełni wykorzystywać energię z naszych spalarni. Powstała w nich para trafi do generatorów, co pozwoli nam na wytwarzanie energii. Niedługo sami zaczniemy zbierać profity systemu, o którym opowiadam. Zakładamy, że bilans energetyczny będzie dodatni – wyprodukujemy więcej energii, niż będziemy w stanie skonsumować.