Plan awaryjny w razie spadku poziomu rzek ogłosiły władze regionu stołecznego Santiago
Od lat możemy natknąć się na apele, by oszczędzać wodę, choćby zakręcając kran podczas mycia. Nie tak dawno żartowano z tzw. programu Oczko+, który, choć stał się obiektem kpin, to sprawił, że powróciła debata o tym, jak ważne jest zachowywanie wód opadowych. Chodziło po prostu o zbieranie deszczówki, by użyć jej później.
Akcje związane z promowaniem oszczędzania wody nie ustają. Ostatnio wiele osób mogło spotkać się z kampanią „Water Of The Future”, mającą na celu zwrócenie uwagi na problemy z dostępem do wody pitnej. Z perspektywy Polski takie głosy mogą wydawać się abstrakcyjne, ale lada moment to, co wydaje się niemożliwe, może stać się smutną codziennością kolejnych setek tysięcy Chilijczyków.
11 kwietnia gubernator regionu metropolitalnego Santiago, stolicy Chile, Claudio Orrego ogłosił plan racjonowania wody w mieście i okolicach. Wszystko zależy od tego, w jakim stanie będą dwie rzeki Maipo i Mapocho. W Chile od kilkunastu lat w wielu regionach trwa walka z suszą, która stale obniża poziom wody tych rzek.
To właśnie poziom rzek będzie wyznaczał, czy mieszkańcy Santiago i okolic będą mieli dostęp do wody. W zależności od przepływu Maipo i Mapocho wyrażonym w litrach na sekundę będą wprowadzane cięcia i racjonowanie. Zaprezentowany przez Orrego plan zakłada cztery poziomy alertów, wydawane w zależności od sytuacji, od zielonego do czerwonego. Pierwszy, zielony, ma być tylko sygnałem do działań, by wodę oszczędzać. Następnemu nie przypisano koloru, ale wiąże się już z czymś na kształt stanu alarmowego.
Przeczytaj też: Polska pokochała roślinne zamienniki mięsa i nabiału
Żółty alert będzie wiązał się ze zmniejszeniem ciśnienia w rurach, a czerwony rozpocznie racjonowanie wody. Ostatni, najwyższy poziom, będzie wiązał się z wprowadzaniem cięć rotacyjnych, zależnych od wspomnianego wcześniej poziomu rzek. Jeżeli problemy wystąpią z rzeką Mapocho, na 24 godziny bez wody zostanie jeden region miasta (później wybierane będą kolejne).
Jeśli np. przepływ w rzece spadnie do 300 litrów na sekundę (najbardziej katastroficzny scenariusz), to co 12 dni jeden z regionów metropolii będzie bez wody. W innych wariantach przerwy w dostawach mają występować co 4 dni (w czterech wytypowanych regionach) lub co 6 dni (przy sześciu regionach). Dla rzeki Mapocho wybrano 6-dniowe okresy rotacyjne (jeżeli przepływ spadnie do 3000 l/s).
Według lokalnych władz, jeśli ziściłyby się najgorsze obawy, problemy z dostępem do wody – za sprawą rotacyjnego dostępu do niej – miałoby ponad 1,7 mln mieszkańców regionów, które zaopatrują się w wodę z tych dwóch rzek. Jednocześnie może się zdarzyć tak, że do racjonowania nie dojdzie – wiele zależy od tego, czy w końcu spadnie deszcz. Sam plan awaryjny zaprezentowano już teraz, by uczulić mieszkańców i z wyprzedzeniem przedstawić im zasady postępowania w kryzysowej sytuacji.
Przeczytaj też: Rok 2021 w energetyce wiatrowej podsumowany
Chile od ponad 12 lat walczy z suszą m.in. w rejonie Santiago, a w ciągu 30 dekad dostępność wody w tym kraju spadła o 10 proc., a roczne opady spadły o 25-45 proc. Wpływ na ten stan ma nie tylko położenie geograficzne Chile (państwo ma doświadczenie w walkach z suszą), ale też zmiany klimatu. Nie pomogło też nadmierne eksploatowanie złóż zasobów naturalnych.
Aktualna wieloletnia susza jest szczególnie dotkliwa i na razie nic nie zapowiada, by miała się zakończyć. W efekcie trwającej suszy zniknęło jezioro Laguna de Aculeo – w 2018 roku wyschło całkowicie, choć jeszcze około 2010 roku pływano tam żaglówkami. Racjonowanie wody w tym kraju nie jest też niczym nowym – po dekadzie suszy, w 2020 roku około 1,5 mln ludzi było zależnych od dostaw wody za pośrednictwem cystern.